Ruszają do akcji, gdy statek handlowy znajdzie się w niebezpieczeństwie. Grozi mu zamach, bo terroryści uprowadzili samolot, albo atak z głębin, gdzie czai się uzbrojony okręt podwodny. Żołnierze Marynarki Wojennej na morzu i w powietrzu ćwiczyli osłonę transportu morskiego.
Z Portu Wojennego w Gdyni wyszły cztery okręty. Na czele grupy stoi fregata rakietowa ORP „Kościuszko”. Towarzyszą jej okręt rakietowy ORP „Piorun”, jednostka ratownicza ORP „Lech”, a także zbiornikowiec ORP „Bałtyk”. Ich podstawowe zadanie to osłona transportu morskiego. A zagrożeń, które czyhają, jest mnóstwo.
Już pierwszego dnia cywilne statki zostały zaatakowane z powietrza. – Rolę agresora wziął na siebie samolot Bryza – wyjaśnia kmdr por. Bartosz Zajda, rzecznik Marynarki Wojennej. – W ten sposób przygotowujemy się na ewentualną akcję terrorystów. Mogą oni na przykład uprowadzić niewielki samolot, by uderzyć nim w statek – dodaje. Do walki z agresorem wysyła się przede wszystkim fregatę. Dysponuje ona m.in. wyrzutniami rakiet przeciwlotniczych SM-1 i radarami, które umożliwiają wykrywanie celów powietrznych nawet z odległości 500 kilometrów. Posiada też systemy pozwalające na współpracę z samolotami wczesnego wykrywania typu AWACS.
Ale statkom handlowym zagrażają też jednostki morskie. Dlatego scenariusz ćwiczeń zakładał, że konwój został zaatakowany również przez okręt podwodny. A to sprawa znacznie poważniejsza. – Okręt podwodny jest dobrze uzbrojony, jednocześnie bardzo trudny do wykrycia. Może zaatakować znienacka i poczynić wielkie szkody – podkreśla kmdr por. Zajda. Tego typu jednostka może zostać namierzona choćby przez śmigłowiec SH-2G (również bierze udział w ćwiczeniach). Ale i tym razem to fregata musi dać odpór okrętowi.
W jaki sposób? – ORP „Kościuszko”, podobnie jak bliźniacza jednostka ORP „Pułaski”, może skorzystać z zaawansowanego technologicznie systemu wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych. Do dyspozycji ma torpedy nowej generacji MU-90, a na jego pokładzie stacjonuje śmigłowiec SH-2G – wylicza kmdr por. Zajda. Fregata posiada też system „wyciszania”, który utrudnia wrogom jej wykrycie.
W czasie symulowanego ataku od strony morza grupa okrętów jest wspomagana przez samoloty Bryza. Ich zadaniem jest wskazać cel. – Radary zamontowane na fregacie mają ogromny zasięg, ale obejmuje on jednostki poruszające się w powietrzu. Statków czy okrętów, które znajdują się poza linią horyzontu, nie widzą. Wtedy właśnie potrzebna jest pomoc samolotu lub śmigłowca – tłumaczy kmdr por. Zajda.
Żołnierze podkreślają, że tego typu ćwiczenia mają ogromne znaczenie. – Nie tylko przygotowują nas do odparcia ataku, budują też atmosferę bezpieczeństwa na morzu. A to warunek niezbędny do rozwoju transportu i handlu morskiego – zaznacza kmdr por. Zajda.
Na Bałtyku każdego dnia przebywa od dwóch do trzech tysięcy jednostek transportowych. W ciągu roku w polskich portach przeładowywanych jest około 60 mln ton ładunków. – Jeden kontenerowiec może dostarczyć jednorazowo 15 tysięcy kontenerów, jeden wycieczkowiec zaś przewieźć nawet trzy tysiące pasażerów – wylicza kmdr por. Zajda.
Ochrona bałtyckich szlaków handlowych to jedno z najważniejszych zadań Marynarki Wojennej. Dlatego okręty i siły powietrzne MW ćwiczą ten element bardzo regularnie. Więcej czytaj na portalu polska-zbrojna.pl.
Marynarka ćwiczy ochronę szlaków Na Morzu Bałtyckim pojawiły się wrogie jednostki. Chcą opanować kluczowe dla państwa szlaki komunikacyjne. Marynarka Wojenna musi zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. W polskich portach wojennych ogłoszono alarm bojowy i okręty wyszły w morze. Tak właśnie rozpoczynają się kolejne w tym roku ćwiczenia Okrętowej Grupy Zadaniowej. |
autor zdjęć: MW
komentarze