Historii nie trzeba mitologizować. Historię trzeba znać. I o to powinni zadbać przede wszystkim nauczyciele, a nie twórcy filmowi. Bo tych drugich interesują głównie emocje, które ściągają widzów do kin. Fakty są na drugim planie – pisze Maciej Chilczuk, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
W swoim felietonie na łamach portalu mjr Andrzej Łydka napisał, że „demitologizacja narodowej przeszłości nie jest szkodliwa pod jednym warunkiem – przed demitologizacją ta przeszłość musi być zmitologizowana w świadomości społecznej, najlepiej za pomocą filmu”. Moim zdaniem, proponowany przez naszego współpracownika proces to źródło największych problemów z historią.
Zajęcie Zaolzia, rzeź wołyńska, bunt Żeligowskiego, los jeńców wojny 1920 roku czy powojenne wysiedlenia Niemców to przykłady wydarzeń historycznych, które po obu stronach naszej granicy są różnie interpretowane i mimo upływu lat nadal wywołują skrajne emocje. Wszystko przez to, że rozmowę o faktach zastąpiła szermierka mitami. My patrzymy na te wydarzenia przez pryzmat swoich, nasi sąsiedzi mają własną optykę.
I tu zgadzam się z panem majorem. Sztuka odegrała w budowaniu tych mitów rolę niepoślednią. Ale zamiast nawoływać do jeszcze większego zaangażowania się twórców w kreowanie wizerunku minionych dni i bohaterów, powinniśmy przywrócić twórczości artystycznej przypisaną jej pierwotnie rolę. Ona ma poruszać serca, budzić emocje, skłaniać do refleksji nad kondycją człowieka i jego losem, a nie, wbrew temu co twierdził Stendhal, być zwierciadłem, które obnosi się po gościńcu.
Koncepcje hipernaturalizmu i nadawania sztuce funkcji utylitarnych kierują ją nieubłaganie w kierunku propagandy. A ta nie jest już odzwierciedleniem niepokoju duszy autora, lecz jedynie realizacją politycznego zlecenia. Przez wiele lat byliśmy zalewani tego rodzaju wytworami i nikt chyba do tych czasów nie tęskni.
Nie wymagajmy zatem od twórców, by ich sztuka pokazywała prawdziwy obraz świata. Od tego są historycy i dokumentaliści. Złym nauczycielem historii jest bowiem Sienkiewiczowskie „Ogniem i mieczem”. Na manowce pójdzie ten, kto będzie sądził, że II wojna światowa wyglądała jak w serialu „Stawka większa niż życie”. Czy to oznacza, że utwory te nadają się na śmietnik i nie warto ich poznawać? Te hity polskiej kultury wygrywają czym innym – dynamiczną narracją, żywym językiem i paletą bohaterów, których losy przejmują odbiorcę. Są w swoich gatunkach arcydziełami, ale żadną miarą nie mogą pretendować do obrazów dokumentalnych.
Dlatego uważam, że historii nie trzeba mitologizować. Historię trzeba znać. I o to powinni zadbać przede wszystkim nauczyciele, a nie twórcy filmowi. Bo tych drugich interesują głównie emocje, które ściągają widzów do kin. Fakty są na drugim planie.
komentarze