W Wojsku Polskim z nauką na błędach i propagowaniem dobrych rozwiązań było różnie – przekonuje mjr Andrzej Łydka z 10 Opolskiej Brygady Logistycznej, znawca historii
wojskowości.
Ludzie uczą się na błędach. Jest to jeden z wymogów, aby przetrwać w „ciekawych czasach”. Podobnie jest z organizacjami, w tym z wojskiem. Każda organizacja stara się wyciągać wnioski z popełnianych błędów i modyfikować obowiązujące w niej zasady oraz sposoby działania w różnych sytuacjach oraz na różnych szczeblach zarówno taktycznych, jak i strategicznych. Armie czynią to z różnym skutkiem i w różnym tempie. Jedna szybciej, inna wolniej.
Na przykład w carskiej armii po usmireniu polskogo matieża 1863 (pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć, że w przyszłym roku będziemy obchodzić 150. rocznicę wybuchu powstania styczniowego) przestano przyjmować do Akademii Sztabu Generalnego oficerów katolików (w Imperium Rosyjskim w paszportach nie wpisywano narodowości, a jedynie wyznanie). Była to konsekwencja postawy Polaków – oficerów carskich, takich jak m.in. Hauke-Bosak czy Haydenreich-Kruk. Z kolei po wojnie rosyjsko-japońskiej (1905) w efekcie zbyt dużej ilości meldunków o koniach, które poniosły z pola bitwy oficerów Sztabu Generalnego, do programów nauczania w Akademii Sztabu Generalnego w Sankt Petersburgu wprowadzono przedmiot „jazda konna”.
Powstała w 1949 roku Bundeswehra podchodziła bardzo poważnie do wykorzystywania doświadczeń z drugiej wojny światowej. Nad uogólnieniem doświadczeń wojennych pracował zespół pod kierownictwem ppłk. Eike Middeldorfa, który w latach 1944–45 był referentem ds. wykorzystania doświadczeń wojennych na szczeblach taktycznych w oddziale wyszkolenia Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. Wnioski z tych doświadczeń zawarł w ciekawej pracy „Taktyka w kampanii rosyjskiej” wydanej również w Polsce w 1957 roku. Później, w latach 1969–71 dowodził 7 DPanc (tą samą, której taktycznie w latach 2002–06 podporządkowana była polska 10 BKPanc ze Świętoszowa w ramach Korpusu Sił Szybkiego Reagowania – ARRC).
W Wojsku Polskim z nauką na błędach i propagowaniem dobrych rozwiązań było różnie. Jako przykład podam wkład Wielkopolan do zasad prowadzenia walki podczas dwóch kampanii. Podczas wojny 1920 roku 55 Poznański Pułk Piechoty (sformowany z powstańców wielkopolskich, byłych żołnierzy armii niemieckiej, a dowodzony wówczas przez mjr. Gustawa Paszkiewicza – byłego oficera armii rosyjskiej) zwykle w swoich meldunkach informował przełożonych, że podczas prowadzenia kolejnego ataku bolszewicy opuścili okopy bez walki zanim dobiegli do nich Polacy.
Zaintrygowało to dowódcę frontu (doświadczonego w Wielkiej Wojnie generała hr. Szeptyckiego z armii austriackiej) przyzwyczajonego do informacji o zaciętych walkach wręcz podczas zdobywania okopów przeciwnika. Generał wysłał do Wielkopolan dwóch oficerów ze swojego sztabu w celu zbadania (dziś powiedzielibyśmy „nadzoru służbowego”) sposobu przeprowadzenia ataku. Oficerowie wzięli udział w natarciu pułku, a po powrocie do sztabu zdali relację i przedstawili swoje wnioski dowódcy frontu. Po kilku dniach dowódca frontu wydał specjalny rozkaz, w którym przypomniał 55 Pułkowi, że przy szturmie należy używać okrzyku „hurra!”, a nie „rżnij mu jaja!”.
Z kolei w kampanii 1939 roku w dniu 16 września kpt. Ludwik Głowacki, jako dowódca 6 baterii haubic 100 mm 17 Pułku Artylerii Lekkiej, wykorzystał właściwości amunicji (aby zniszczyć ówczesny czołg pociskiem armaty 75 mm, trzeba go trafić, natomiast z haubicy 100 mm pocisk już niszczy czołg, gdy padnie on do czterech metrów od niego) i tak ułożył snop baterii, że uzyskał układ serii bateryjnej na trzydzieści dwa metry szerokości skutecznego zniszczenia czołgu (4 pociski w odstępach 8 m), a na głębokość osiem metrów. Tak ułożoną serią bateryjną przez osiem minut prowadził ogień na posuwającą się półtorakilometrową falę czołgów.
Rozpoczynając skuteczny ogień od środka fali, przerzucał serię od środka w prawo i w lewo, skracając odpowiednio celowniki. W efekcie ogniem pośrednim baterii haubic zniszczył 18 czołgów oraz 30 motocykli (4 następne czołgi bateria zniszczyła ogniem na wprost) i zatrzymał natarcie 35 Pułku Pancernego i pułku SS-Leibstandarte „Adolf Hitler”. Ten wynik nie został pobity do dzisiaj. Następnego dnia polscy saperzy na rozkaz płk. Modzyniewicza, dowódcy 17 DP, za pomocą kostek trotylu wysadzili trafione czołgi w powietrze, skutecznie tym samym zniechęcając Niemców do ich wyremontowania. Niemcy od razu po bitwie zakazali malowania białych krzyży na przednich pancerzach czołgów (ułatwiały artylerzystom pomiar odległości). Niestety, brak informacji o rozpropagowaniu wśród polskich artylerzystów tego sposobu prowadzenia ognia jako przykładu „dobrej praktyki”. Można przyjąć, że systemu wykorzystania doświadczeń nie było wówczas w strukturze Wojska Polskiego lub nie działał właściwie.
Od kilku lat budowany jest w Siłach Zbrojnych RP system LL (Lesson Learned – odrobione lekcje), nazywany systemem wykorzystania doświadczeń. Etatowe komórki systemu powstały w dowództwach rodzajów Sił Zbrojnych i inspektoratach. W jednostkach wojskowych obowiązki w ramach SWD nałożono jako dodatkowe na żołnierzy wykonujących swoje etatowe zadania.
Można zaobserwować, że szczególnie dużo wniosków i obserwacji jest procedowanych w systemie LL po działaniach w ramach PKW. Ma to wpływ na strukturę i wyposażenie oraz uzbrojenie następnych zmian kontyngentów. Wystarczy porównać wyposażenie początkowych zmian w PKW Irak i obecnych zmian w PKW ISAF. Jest to tylko dziesięć lat (lub aż dziesięć lat).
System LL pozwala modyfikować wojsko od „dołu”. To na dole hierarchii wojskowej, w drużynach i plutonach weryfikuje się przydatność wyposażenia i uzbrojenia oraz założenia taktyczne wypracowane „przy stołach przykrytych zielonym suknem”. Ale to na „górze” są podejmowane decyzje dotyczące wprowadzania zmian. To tam należy rozstrzygnąć, podobnie jak dziewięćdziesiąt lat temu, czy pozostawić okrzyk „hurra!”, czy też zmienić go na bardziej skuteczny.
komentarze