moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Zielony talizman Polaków

Wystarczyło kilka granatów i serii z Tommy’ego Guna, by droga do posterunku strzelców alpejskich była wolna. Nim nastał świt, po napastnikach nie było śladu, ale w niemieckim dowództwie tego górskiego odcinka domyślano się, kto to zrobił – przeklęte Commando! Polskie Commando… Był rok 1943, gdy na froncie włoskim pojawiła się kompania polskich komandosów.

Polscy komandosi podczas ćwiczeń w Szkocji w 1943 r.

W pierwszych dniach sierpnia 1943 roku mjr Władysław Smrokowski dostał nagle rozkaz stawienia się w londyńskim sztabie Combined Operations, któremu podlegały wszystkie jednostki komandosów i który planował ich akcje. Smrokowskiego przyjął sam adm. Louis Mountbatten, dowódca Combined Operations, dla komandosów człowiek legenda. Tym milej dla polskiego oficera brzmiały komplementy wypowiadane o jego kompanii. Admirał podkreślił, że polscy komandosi zostali uznani za najlepiej wyszkolonych spośród 10 Commando i dlatego jako pierwsi wejdą do walki na froncie włoskim.

Mjr Smrokowski wiedział, że nie były to przesadzone pochwały. Odkąd w Polskich Siłach Zbrojnych rozkazem gen. Władysława Sikorskiego z 28 sierpnia 1942 roku powołano 1 Samodzielną Kompanię Commando, zarówno on, jak i jego ludzie przeszli niezwykle trudną drogę, by zasłużyć na „zielony talizman”, jak nazywano wśród komandosów berety, które nosili. Sam Smrokowski (wówczas jeszcze kapitan) został wyznaczony na dowódcę przyszłej jednostki komandosów nieprzypadkowo. Był oficerem młodym (31 lat), lecz już doświadczonym bojowo po Wrześniu ’39 w Polsce.

REKLAMA

Polskie Commando

Po forsownym szkoleniu starannie wyselekcjonowanych żołnierzy (głównie z 1 Brygady Strzelców) polską kompanię wcielono do 10 Międzyalianckiego Commando i tu otrzymała numer 6 (6 Troop). 10 Commando, jak mówiono w skrócie o tej jednostce, powstało w styczniu 1942 roku i służyli w nim belgijscy, holenderscy, francuscy i norwescy komandosi. Istniała w nim też kompania „brytyjska” (nazywana X-Troop). Cudzysłów jest w jej wypadku nieodzowny, gdyż w istocie jej żołnierzami byli Austriacy, Niemcy oraz kilku Czechów i Węgrów – wszyscy byli zawołanymi antynazistami. Wraz z polską kompanią w 10 Commando znalazła się jeszcze niepełna kompania jugosłowiańska. Była to więc istna Wieża Babel, ale bardzo szybko wielonarodowa społeczność została zintegrowana w głównym ośrodku szkolenia komandosów – sławnym Commando Depot w Achnacarry w północnej Szkocji.

Polacy przyjechali tu 18 listopada 1942 roku i prędko przekonali się, dlaczego komendant ośrodka, ppłk Charles Vaughan, nazywany jest „Rommlem Północy” lub „dziedzicem na Achnacarry”. Żołnierze żartowali wisielczo, że nad bramą obozu powinna wisieć sentencja z Boskiej komedii Dantego: „Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”. W Achnacarry kandydaci na komandosów przechodzili niezwykle ciężki, trzytygodniowy kurs. Zaliczenie całego programu szkolenia uprawniało kursanta do noszenia zielonego beretu i przypięcia do munduru naszywki „Commando”.

Ćwiczenia prowadzono od świtu do zmroku, często również nocą. Cały obóz tonął w błocie, ale na każdy apel należało stawić się w nieskazitelnie czystym mundurze. Program kursu obejmował m.in. marszobiegi w pełnym oporządzeniu z bronią i zajęcia na strzelnicy. Szczególną wagę przywiązywano do treningu tzw. cichej roboty na nieprzyjacielskich tyłach. Ćwiczono walkę wręcz, walkę sztyletem, wspinaczkę górską i pływanie. Aby oswoić przyszłych komandosów z ogniem, większość zajęć odbywała się z użyciem ostrej amunicji. Wszystkie komendy musiały być wykonywane w biegu, nawet zbiórki na posiłek przed kuchnią.

Tak forsowna zaprawa oprócz doskonalenia umiejętności bojowych miała jeszcze jeden cel. Żołnierze, którzy jej doświadczyli, byli zgodni co do tego, że Achnacarry to przede wszystkim prawdziwa szkoła charakterów. Miała wyzwolić w kursantach umiejętności pracy zespołowej – działania „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” w ekstremalnych warunkach bojowych. W polskiej kompanii tempa ćwiczeń nie wytrzymało 13 żołnierzy, którzy odeszli do macierzystych jednostek.

Śladem Legionów Dąbrowskiego

Zakończenie kursu w ośrodku Achnacarry było dopiero wstępem do zdobywania kolejnych specjalności Commando. W marcu 1943 roku Polacy rozpoczęli szkolenie morskie, z naciskiem na morskie desanty. Warto tu zaznaczyć, że brytyjscy komandosi nie mieli obowiązku przechodzenia szkolenia spadochronowego, jak się powszechnie i mylnie sądzi. Brytyjski komandos miał nieprzyjaciela atakować przede wszystkim z morza. W czerwcu 1943 roku 10 Commando skierowano w rejon Eastbourne nad kanałem La Manche. Tutaj ostatecznie ustalono, że w polskiej kompanii będzie 90 żołnierzy. Wielu z nich sądziło, iż przerzucenie nad kanał oznacza rychłą akcję śladem ich brytyjskich kolegów. Tym bardziej że dowódcy 10 Commando nie mogli się nachwalić Polaków.

W sierpniu okazało się jednak, że nie będą oni prowadzić dywersji po francuskiej stronie kanału La Manche, lecz w górach Italii. Oto historia zatoczyła koło – polscy komandosi mieli iść śladami legionistów gen. Henryka Dąbrowskiego, którzy bili się w szeregach armii Napoleona Bonapartego z nadzieją, że dzięki temu wrócą i wyzwolą Polskę spod zaborów. Najpierw jednak polska kompania Commando popłynęła do Afryki Północnej. W górach Atlasu Polacy całą jesień szkolili się do walki górskiej i służby patrolowej w ekstremalnych warunkach.

Po wyokrętowaniu we włoskim Tarencie 1 grudnia 1943 roku, polska kompania razem z belgijską weszła w skład 2 Brygady do Zadań Specjalnych. Nowych żołnierzy w szeregach swej brygady powitał jej dowódca, brygadier Tom Churchill, i oznajmił, że za kilka dni rozpoczną służbę patrolową na wysokogórskim odcinku lewego skrzydła brytyjskiej 8 Armii. Do kompanii przydzielono dwóch jugosłowiańskich komandosów, którzy znali teren i język włoski. W ten sposób towarzyszami broni Polaków zostali kpr. Anton Banko i strzelec Franciszek Trebiżon. 12 grudnia kompania wyjechała na linię frontu, w rejon górskiego miasteczka Capracotta nad rzeką Sangro, która razem z rzekami Garigliano i Rapido tworzyła przednią granicę niemieckiej obrony, tak zwaną Winterstellung – Zimową Linię. Komandosi mieli tu działać na rzecz 56 Pułku Rozpoznawczego.

Polacy wyszli na bojowy patrol już następnego dnia, 13 grudnia. Dwa dni później kompania otrzymała rozkaz rozpoznania miasteczka Ateleta i wioski San Eramo, z której Niemcy kontrolowali jedyny w tej okolicy bród. Niestety w Ateleta patrol został ostrzelany przez niemieckich strzelców alpejskich, zabarykadowanych w jednym z domów. Śmiertelną ranę otrzymał starszy strzelec Franciszek Rogucki. Pierwszy poległy na ziemi włoskiej polski komandos nigdy nie widział swej ojczyzny – był synem emigrantów ze Stanów Zjednoczonych, który na ochotnika wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych.

Pomsty za śmierć towarzysza broni Polacy dokonali na strzelcach alpejskich już kilka dni później. 17 grudnia 1 pluton strzelecki kompanii obsadził miejscowość Pescopennataro. Była to najdalej wysunięta pozycja w stronę linii niemieckich, służąca za punkt obserwacyjny brytyjskiej artylerii. W nocy z 21 na 22 grudnia na Pescopennataro uderzyły oddziały strzelców alpejskich w sile około 250 ludzi. Polacy byli jednak na to dobrze przygotowani, gdyż wywiad brytyjski zdobył wcześniej informacje o szykowanym przez Niemców ataku. Po całonocnym boju komandosi zabili trzech strzelców alpejskich i prawdopodobnie ciężko ranili 20. Sami mieli tylko trzech rannych.

Tak rozpoczął się szlak bojowy pierwszego oddziału polskiego na ziemi włoskiej w II wojnie światowej. Później przyszły kolejne ciężkie walki i sukcesy – nad rzeką Garigliano. Wiosną 4 kwietnia 1944 roku komandosi znaleźli się w szeregach 2 Korpusu Polskiego i w maju wzięli udział w bitwie o Monte Cassino. Tam też udowodnili, że są elitą.
Autor w 2013 roku opublikował książkę Elitarne jednostki specjalne Wojska Polskiego 1939–1945, na której podstawie powstał niniejszy tekst.

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Ostre słowa, mocne ciosy
 
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Sojusz także nuklearny
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Mark Rutte w Estonii
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Cześć ich pamięci!
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Zagrożenie może być wszędzie
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Olimp w Paryżu
Czworonożny żandarm w Paryżu
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Ogień nad Bałtykiem
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
The Power of Buzdygan Award
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Witos i spadochroniarze
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Snipery dla polskich FA-50
Kleszcze pod kontrolą
Rajd pamięci i braterstwa
Święto marynarzy po nowemu
Olympus in Paris
Żeby nie poddać się PTSD
Polskie „JAG” już działa
Polski wkład w F-16
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Zmiana warty w PKW Liban
Żołnierska pamięć nie ustaje
Karta dla rodzin wojskowych
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Mikrus o wielkiej mocy
Gryf dla ochrony
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Breda w polskich rękach
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Byłe urzędniczki MON-u z zarzutami
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO