Tak dużej operacji desantowej nie było nigdy wcześniej. W nocy z 9 na 10 lipca 1943 roku na wybrzeżu Sycylii wylądowało 160 tys. alianckich żołnierzy, którzy niebawem otrzymali wsparcie spadochroniarzy. W krótkim czasie zajęli Sycylię, poważnie osłabiając III Rzeszę i praktycznie eliminując z wojny Włochy Mussoliniego. Taki był efekt akcji o kryptonimie „Husky”.
Na początku stycznia 1943 roku wojska alianckie wkroczyły do Tunezji. Niemcy i Włosi bronili się tam ostatkiem sił. Los wojny w północnej Afryce wydawał się przesądzony. Alianci wiedzieli jednak, że szybko muszą wykonać kolejny ruch. Stalin coraz mocniej nalegał na otwarcie drugiego frontu, który odciążyłby walczącą na wschodzie Armię Czerwoną. Problem w tym, że zachodni przywódcy ciągle nie mogli dojść między sobą do porozumienia, gdzie powinno to nastąpić.
„Husky” znaczy kompromis
Winston Churchill stawiał na Bałkany. Uderzając w południowej Europie, chciał zabezpieczyć panowanie Royal Navy na Morzu Śródziemnym. Dla Wielkiej Brytanii miało to znaczenie kluczowe, bo właśnie tamtędy przebiegały szlaki prowadzące do jej najważniejszych kolonii. Brytyjski premier liczył też, że zajęcie Bałkanów odetnie Niemców od ich sojuszników z Węgier czy Rumunii, a w razie potrzeby pozwoli szachować Stalina. W końcu, zmierzając ku Berlinowi, alianci mogliby po drodze wyzwolić państwa w środkowo-wschodniej części kontynentu, a tam właśnie Sowieci zamierzali budować swoją strefę wpływów. – Churchill powtarzał, że Bałkany to „miękkie podbrzusze” Europy. Wyparcie stamtąd Niemców miało być stosunkowo proste. Amerykanie jednak nie podzielali jego entuzjazmu. Prezydent Franklin Roosevelt opowiadał się raczej za lądowaniem we Francji. Tyle że na operację desantową w tamtym regionie alianci nie byli jeszcze gotowi. Musieli sporządzić precyzyjny plan i zgromadzić odpowiednie siły, a to wymagało czasu – wyjaśnia dr Dmitrij Panto, historyk z Działu Naukowego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Churchill i Roosevelt postawili więc na rozwiązanie kompromisowe. Podczas konferencji w Casablance, która odbyła się w styczniu 1943 roku, uzgodnili, że alianckie wojska w ciągu kilku najbliższych miesięcy wylądują na Sycylii i w południowych Włoszech. W maju państwa Osi ostatecznie przegrały w Afryce, a przygotowania do europejskiego desantu ruszyły pełną parą. Operacja otrzymała kryptonim „Husky”. Tu jednak rodził się kolejny problem. Niemcy wiedzieli, że alianci zamierzają uderzyć w Europie, a Sycylia wydawała się celem niemal oczywistym. Aby się o tym przekonać, wystarczył rzut oka na mapę i pobieżna analiza rozmieszczenia brytyjsko-amerykańskich wojsk. Do takich wniosków mógł dojść nawet średnio bystry sztabowiec Wehrmachtu.
„Mielonka” na przynętę
Alianci postanowili więc wywieść Niemców w pole. W jednej z londyńskich kostnic znaleźli ciało bezdomnego, ubrali je w brytyjski mundur, po czym wrzucili do Morza Śródziemnego nieopodal hiszpańskiego miasta Huelva. Miejsce było nieprzypadkowe, bo właśnie tam działał wyjątkowo rzutki niemiecki agent. Wkrótce zwłoki zostały wyłowione. Hiszpanie znaleźli przy nich odpowiednio spreparowane materiały, które niemal natychmiast trafiły w ręce Niemców. – Z dokumentów wynikało, że alianci sposobią się do desantu, przy czym lądowanie na Sycylii to tylko zasłona dymna. Główne siły uderzą w Grecji – wyjaśnia dr Panto. Operację pod kryptonimem „Mielonka” historycy zgodnie uznają za jedną z najbardziej misternych akcji dezinformacyjnych w dziejach. Tymczasem tego typu działań było więcej. Brytyjczycy z myślą o desancie na Bałkany powołali nawet nową armię i stworzyli punkt dowodzenia, który miał koordynować operację. – Niemcy i Włosi byli zdezorientowani, choć nie porzucili całkowicie myśli, że do desantu może dojść na Sycylii. Stacjonujące tam oddziały został wzmocnione zaprawionymi w bojach żołnierzami niemieckiej Dywizji Pancernej „Hermann Göring” – mówi dr Panto.
Amerykański czołg M4 Sherman po wylądowaniu na Red Beach 2, 10 lipca 1943 r. Fot. Wikipedia
W początkach czerwca Royal Navy zaczęła jeden po drugim zajmować włoskie garnizony na niewielkich wysepkach wokół Półwyspu Apenińskiego. Kilka tygodni później alianckie lotnictwo wzmogło naloty na Sycylię. Wreszcie w nocy z 9 na 10 lipca 1943 roku ruszyła operacja, jakiej w historii jeszcze nie było.
Trzęsienie ziemi po włosku
Do boju alianci posłali przeszło 3 tys. różnego typu jednostek pływających – od barek desantowych po lotniskowce. Wśród nich solidną reprezentację miała polska marynarka. W operacji „Husky” wzięły udział m.in. okręty podwodne ORP „Sokół” i ORP „Dzik”, niszczyciele ORP „Krakowiak” i ORP „Ślązak”, transatlantyk „Batory” czy frachtowiec „Tobruk”. Aliancka flota przerzuciła na Sycylię 160 tys. żołnierzy, 600 czołgów i 1,8 tys. dział. Siły te uzyskały jeszcze wsparcie spadochroniarzy, którzy desantowali się w czterech rzutach.
Eksplozja statku "Robert Rowan" po trafieniu niemiecką bombą u wybrzeży Sycylii, 11 lipca 1943. Fot. Lt. Longini, U.S. Army Signal Corps
Całością operacji dowodził amerykański generał Dwight Eisenhower. Za wojska lądowe odpowiadał z kolei Brytyjczyk – gen. Harold Alexander. Trzon sił desantowych stanowiły amerykańska 7 Armia gen. George’a Pattona i brytyjska 8 Armia gen. Bernarda Lawa Montgomery’ego. Wylądowały one na południu Sycylii, po czym utworzyły odpowiednio zachodnie i wschodnie skrzydło frontu. Miały się posuwać w głąb wyspy, rozbijając oddziały nieprzyjaciela oraz zajmując kluczowe dla operacji ośrodki.
Naprzeciw aliantów stanęło ponad 250 tys. żołnierzy dowodzonych przez gen. Alfredo Guzzoniego. Większość z nich stanowili Włosi – często niedostatecznie uzbrojeni i wykazujący raczej niewielki zapał do walki. Guzzoni miał też jednak do dyspozycji kilkadziesiąt tysięcy Niemców, i tu sytuacja wyglądała znacznie lepiej. Generalnie jednak, choć siły włosko-niemieckie były liczniejsze, przewaga od początku należała do Brytyjczyków i Amerykanów. Choć zajęcie Sycylii z pewnością spacerkiem nie było.
Włoscy jeńcy z 206 Dywizji Obrony Wybrzeża w niewoli alianckiej, koniec lipca 1943. Fot. Wikipedia
– Samo lądowanie odbyło się w trudnych warunkach. Wiał porywisty wiatr, co najdotkliwiej odczuli spadochroniarze – przyznaje dr Panto. Duża część szybowców, która miała dowieźć żołnierzy na plac boju, wylądowała poza wskazanymi pozycjami. Do tego w kilku przypadkach alianckie okręty omyłkowo otworzyły ogień do własnych samolotów, strącając kilkadziesiąt z nich. Na lądzie początkowo alianci szli jak burza. Zdobyli Syrakuzy, Vizzini, Augustę. Wkrótce jednak natrafili na silny opór, zwłaszcza ze strony Niemców z dywizji „Hermann Göring”. Gen. Patton zdobył co prawda Palermo, czego zresztą nie zakładały pierwotne plany, ale oporu obrońców to nie złamało. Decydująca bitwa miała się rozegrać w okolicach Messyny. Tam Niemcy wspierani przez Włochów okopali się na tzw. linii Etny i odrzucali kolejne uderzenia. Wiedzieli, że nie utrzymają Sycylii, ale zyskiwali czas potrzebny na ewakuację wojsk. I to się im rzeczywiście udało. Z potrzasku wyrwało się przeszło 100 tys. żołnierzy, którzy zabrali ze sobą tysiące różnego typu pojazdów. – Niezależnie od tego jednak operacja „Husky” zakończyła się sukcesem. Po 36 dniach walk zachodnim aliantom udało się uchwycić w Europie ważny przyczółek. Do tego ich działania wywołały we Włoszech prawdziwe trzęsienie ziemi – przypomina dr Panto. – Pod koniec lipca Wielka Rada Faszystowska odsunęła od władzy Mussoliniego, który wkrótce trafił do aresztu. Jego miejsce zajął marszałek Pietro Badoglio. Nowy rząd zaczął dążyć do rozejmu z aliantami, co ostatecznie udało się osiągnąć we wrześniu – dodaje. Włochy wycofały się z wojny, a Hitler stracił ważnego sojusznika. Był też zmuszony przerzucić na południe Europy część swoich oddziałów z frontu wschodniego. Alianci tymczasem poszli za ciosem. – 3 września 1943 roku wylądowali na Półwyspie Apenińskim i rozpoczęli marsz ku sercu Europy – zaznacza dr Panto.
Podczas pisania korzystałem z: Albert N. Garland, Howard McGaw Smyth, Inwazja na Sycylię i kapitulacja Włoch, Oświęcim 2016; Norman Davies, Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, Kraków 2008; Winston Churchill, II wojna światowa, Gdańsk 1999; Jerzy Pertek, Wielkie dni małej floty, Poznań 1990.
autor zdjęć: US Navy, Lt. Longini, U.S. Army Signal Corps, Wikipedia
komentarze