moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Nasze granice w Monte Cassino”

Wieczorem 11 maja 1944 roku pod Monte Cassino zapanowała cisza – w tym czasie i miejscu było to tak nienaturalne, że budziło wśród żołnierzy większą grozę niż najcięższa artyleryjska nawała czy grad pocisków karabinów maszynowych. Przeczuwali, że śmierć szykuje się na kolejne wielkie żniwa, jakby pragnęła ostatecznie zwyciężyć w miejscu, które było przecież kolebką nadziei…


Flagi polska i brytyjska powiewające nad ruinami klasztoru na Monte Cassino. Fot. Wikipedia

Pierwsi dotarli tu Amerykanie z 34 Dywizji Piechoty „Red Bull”. 24 stycznia 1944 roku energicznie zaatakowali od północy miasteczko Cassino i po kilku dniach wyrzucili z niego Niemców. W pierwszych dniach lutego byli już na wzgórzu 593 i wydawało się, że linia Gustawa zaraz pęknie, a wojska alianckie wleją się niepowstrzymanym strumieniem w dolinę Liri i zatrzymają się dopiero w Rzymie… Lecz wówczas rozpętało się prawdziwe piekło. Z okolicznych wzgórz na amerykańskich żołnierzy posypał się grad ołowiu, a do kontrataku ruszyły doborowe oddziały strzelców spadochronowych, którzy od swego Führera dostali jeden rozkaz: „utrzymać masyw Monte Cassino za wszelką cenę”. Wyrzuceni ze wzgórza 593, zdziesiątkowani Amerykanie po trzech tygodniach zażartych walk trzymali w swych rękach jedynie nieco ruin Cassino i mały przyczółek na drugim brzegu rzeki Rapido. Sen o szybkim zwycięstwie rozwiał się jak mgła na niedalekim Widmie, od której to jankesi ochrzcili wtedy to wzgórze.

Nie lepiej powiodło się Francuskiemu Korpusowi Ekspedycyjnemu (czyli głównie tunezyjskim i algierskim żołnierzom), a po nich daninę krwi składały wojska imperium brytyjskiego – i to te najlepsze! Korpus nowozelandzki przestał istnieć, a w nim niemal całkowitej zagładzie uległa doborowa hinduska 4 Dywizja Piechoty, nawet najdzielniejsi z dzielnych – Gurkhowie – musieli uznać swą porażkę. Nic też aliantom nie dało zmasowane bombardowanie niemieckich pozycji – w tym świętego dla chrześcijaństwa miejsca, pamiętającego wczesne średniowiecze klasztoru benedyktyńskiego. Odniosło to skutek wręcz przeciwny, gdyż niemieccy strzelcy spadochronowi jeszcze lepiej i zacieklej bronili się w jego ruinach. Zdenerwowany Churchill zapytywał swego głównodowodzącego na froncie wschodnim, gen. Harolda Alexandra, dlaczego uparcie „wali głową w to przeklęte wzgórze!”. Generał odpowiadał, że po prostu nie ma innej drogi na Rzym. Hitler natomiast triumfował, uważając, że jego spadochroniarze dzięki swej twardej obronie odwrócili losy tej wojny. Ta bitwa, którą w gazetach zaczęto nazywać „Stalingradem frontu zachodniego”, dla obu stron nabrała wręcz mistycznego wydźwięku. Frederick Majdalany, znakomity brytyjski dziennikarz, historyk, a także weteran frontu włoskiego, pisał po latach, że walczący pod Monte Cassino żołnierze nabrali przeświadczenia, iż „wypełniają misję leżącą poza ogólnym kontekstem tej wojny”. Zarówno alianci, jak i Niemcy zaczęli sądzić, że biorą udział w odwiecznych zmaganiach dobra ze złem. Określenie „poza kontekstem wojny” oznaczało dokładnie, że bitwa cassińska nabrała niespotykanej w innych starciach na froncie zachodnim brutalności i zawziętości, a każda ze stron była przekonana, że to ona broni odwiecznych wartości europejskiej cywilizacji. I w sam środek takiej bitwy weszli Polacy.

„I doszli, i udał się szturm”

Drugi Korpus Polski, którego większość żołnierzy miała za sobą koszmar sowieckiej niewoli i ewakuację z nieludzkiej ziemi, którą uważali za cud, zrządzeniem losu stanął na ziemi włoskiej, a z niej już nieraz polscy żołnierze tułacze pragnęli nieść wolność swej ojczyźnie. Nigdy wcześniej jednak nie przyszło im tutaj brać udziału aż w tak krwawej bitwie narodów. Dowódca 2 Korpusu gen. Władysław Anders zobaczył w niej szansę na przypomnienie światu o sprawie polskiej i zatamowanie sowieckich kłamstw o niechęci Polaków do walki z Niemcami. Był przekonany, że jego żołnierze dokonają tego, czego nie mogli zrobić ich poprzednicy – przełamią linię Gustawa.


Żołnierze 2 Korpusu Polskiego w bitwie o Monte Cassino. Fot. Wikipedia

Wieczorną ciszę 11 maja przerwała o godzinie 23.00 artyleria 2 Korpusu i całej alianckiej armii. Po artyleryjskiej nawale o godzinie pierwszej 12 maja ruszyły do boju bataliony dwóch wielkich jednostek 2 Korpusu: 3 Dywizja Strzelców Karpackich i 5 Kresowa Dywizja Piechoty. Karpatczycy zdobyli bastiony przeklętego wzgórza 593 i podeszli pod miejsce zwane Gardzielą, a prowadzące w kierunku kluczowych pozycji niemieckich na Massa Albaneta i wzgórze 569. W tym czasie kresowiacy wdarli się na grzbiet zwany Widmem, gdzie zwarli się w walce wręcz z niemieckimi spadochroniarzami – krwawy bój miał trwać cały dzień. Znowu, jak we wcześniejszych natarciach, okazało się, że łatwiej jest zdobyć wyznaczone pozycje, niż je utrzymać. Niemcy, doskonale wstrzelani i kryjący się w bunkrach, zaczęli ze swych cekaemów, moździerzy i dział masakrować Polaków. Ci, mimo coraz większej liczby zabitych i rannych, mimo strasznego pragnienia i braków amunicji, trwali na zdobytych skałach do nocy, a niektórzy nawet do rana 13 maja… Trzeba było się wycofać, ale ten zażarty bój nie poszedł na marne. Dobrze rozpoznano pozycje nieprzyjaciela, który także poniósł poważne straty i – co najważniejsze – nie miał już sił, by wiązać atakujących jego skrzydła Francuzów i Brytyjczyków.

„I sztandar swój biało-czerwony zatknęli na gruzach”

Po tym pierwszym natarciu ruszyły przygotowania do następnego; pod niemieckie pozycje szły patrole polskich ułanów i komandosów, artylerzyści nękali nieprzyjaciela ogniem, a w sztabie gen. Anders wraz ze swymi oficerami układał kolejne plany ataku – jak się miało okazać, tym razem zwycięskiego. Karpatczycy i kresowiacy, wsparci przez swych pancerniaków, ruszyli ponownie do boju o godz. 7.00 17 maja. I znowu bój trwał cały dzień, znowu lała się krew ze stoków wzgórz – 593, Widma i San Angelo. Lecz tym razem niemieccy spadochroniarze nie dali już rady polskim żołnierzom. Niemcy, zagrożeni okrążeniem i całkowitym zniszczeniem, w nocy ewakuowali swe pozycje „nie do zdobycia”. O 10.20 18 maja patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich zatknął biało-czerwony sztandar w ruinach klasztoru. Do sztabu gen. Andersa popłynęły gratulacje ze wszystkich alianckich dowództw, korespondenci wojenni posłali do swych agencji depesze o „polskim zwycięstwie”. Lecz bitwa jeszcze trwała. Dopiero następnego dnia, 19 maja, żołnierze 5 Kresowej Dywizji Piechoty oczyścili ostatecznie wzgórze 575, a Niemcy wycofali się na swą kolejną rubież – linię Hitlera.


Fot. NAC

Droga na Rzym była wolna. Wydawało się, że sprawa polska, za którą żołnierze 2 Korpusu oddali tyle krwi w masywie Monte Cassino, nie zostanie już zepchnięta w cień, że przywódcy zachodnich mocarstw nie oddadzą swego wiernego sojusznika Stalinowi… Płonne to były nadzieje. Front włoski, choć nadal zbierał krwawe żniwo, stał się drugorzędny po tym, jak w czerwcu 1944 roku ruszyła inwazja sił sprzymierzonych w Normandii. Ani Brytyjczycy, ani Amerykanie nie zamierzali też drażnić „wuja Joe”, którego Armia Czerwona trzymała tyle niemieckich dywizji na wschodzie, a co ważniejsze (zwłaszcza dla Amerykanów) – mogła też wspomóc aliantów w walce z Japończykami. Nie na darmo w słynnej pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino” porównywano żołnierzy walczących o ruiny klasztoru do „szaleńców z Somosierry” – po nich także, jak po tamtych szwoleżerach walczących w dalekiej Hiszpanii, pozostała nieprzemijająca sława. Pozostały również cmentarz i pomniki, zbudowane na polu bitwy przez ich towarzyszy broni, którzy przeżyli i mieli nadzieję, że jeśli nie dziś, jeśli nie jutro, to na pewno kiedyś będą o nich wspominać w wolnej Polsce. Mieli rację.

Bibliografia:
Władysław Anders, „Bez ostatniego rozdziału”, Londyn 1979;
Mieczysław Baczkowski, „Wspomnienia dowódcy”, [w:] „Od Sycylii do Monte Cassino”, Warszawa 1988,
„Jedno z moich imion brzmi życie”, praca zbiorowa, Warszawa 2019;
„Kresowa walczy w Italii”, praca zbiorowa, Kraków 1992;
Melchior Wańkowicz, „Monte Cassino”, Warszawa 1999.

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Wikipedia, NAC

dodaj komentarz

komentarze


Karta dla rodzin wojskowych
 
Ostre słowa, mocne ciosy
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Olympus in Paris
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Marynarka Wojenna świętuje
A Network of Drones
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Nowe uzbrojenie myśliwców
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Wzmacnianie granicy w toku
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Huge Help
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Right Equipment for Right Time
Olimp w Paryżu
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Jaka przyszłość artylerii?
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Norwegowie na straży polskiego nieba
Zmiana warty w PKW Liban
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Od legionisty do oficera wywiadu
Czworonożny żandarm w Paryżu
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Polskie „JAG” już działa
Setki cystern dla armii
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
W MON-ie o modernizacji
Transformacja dla zwycięstwa
„Husarz” wystartował
Jesień przeciwlotników
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Wybiła godzina zemsty
Święto podchorążych
„Szczury Tobruku” atakują
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Medycyna w wersji specjalnej
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
O amunicji w Bratysławie
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO