moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Czterech za jednym zamachem

Co działo się w armii Napoleona, kiedy jej wódz po kolejnej zwycięskiej bitwie podpisywał rozejm? Nic wielkiego, gdyż żołnierze wiedzieli, że nie potrwa on długo. Przepuszczali w burdelach, szynkach i szulerniach wojenne zdobycze i pojedynkowali się pod byle pretekstem. Często z tego powodu krew lała się obficiej niż w niejednej bitwie. A niektórzy zyskiwali sławę prawdziwych asów pojedynków.

Większość nowożytnych armii w swych regulaminach zakazała pojedynków. Ten relikt średniowiecza zagrażał dyscyplinie i często pozbawiał wojsko najlepszych oficerów, którzy ginęli w bratobójczej walce o uchybiony honor. Mogłoby się wydawać, że w porewolucyjnej Francji, gdzie tępiono wszelkie „arystokratyczne przeżytki”, pojedynki z miejsca i oficjalnie zostały zabronione. Otóż nie. Doszło w tej mierze do zabawnego paradoksu. Kiedy po 1789 roku we Francji reformowano prawo karne, w nowym kodeksie całkowicie pominięto kwestie pojedynków. Uchylono królewskie ordynanse, które ich zabraniały, ale nie wprowadzono żadnych paragrafów w zamian. Po prostu uznano, że jeśli arystokracja dzięki gilotynie przeszła do historii, to wraz z nią również jej dekadenckie obyczaje. Szybko okazało się, że są one jednak trwalsze od jakobińskich idei.

Tymże to sposobem armię francuską ogarnęła plaga pojedynków na niespotykaną wcześniej skalę. Kiedy na jej czele stanął Napoleon Bonaparte – Korsykanin wychowany w tradycji wendety – nie zrobił nic, by to zmienić. Doszło do tego, że w każdej brygadzie, a nawet batalionie znaleźć można było prawdziwych pojedynkowych zawodowców, którzy tylko czekali okazji, by pod lada pretekstem wyciągnąć szablę lub pistolet przeciw „uchybiającemu czci oficerskiej”. Niemało było też takich oficerów w oddziałach polskich służących u boku Napoleona lub będących częścią jego armii, a prawdziwą sławę pojedynkowego czempiona zdobył kpt. Jakub Ferdynand Bogusławski z 2 Legii.

Śmierć w Weronie

Kpt. Bogusławski miał za sobą typową drogę oficera Legionów Polskich we Włoszech. Jako weteran wojny polsko-rosyjskiej z 1792 roku i insurekcji kościuszkowskiej uciekł przed zemstą cara do Francji i zaciągnął się do jej wojska. Kiedy gen. Jan Henryk Dąbrowski ogłosił zaciąg do Legionów, wrócił pod polskie sztandary i nieoczekiwanie w garnizonach włoskich miast szybko zyskał sobie sławę pojedynkowego asa. Wyliczono, że w 60 pojedynkach zabił 15 ludzi! Nie miało dla niego przy tym znaczenia, jakim rodzajem broni się posługuje – był mistrzem zarówno szabli, jak i pistoletu. Takich jednak było wielu w zaprawionej na licznych frontach armii gen. Napoleona Bonaparte. Co sprawiało, że Polak wychodził zwycięsko i cało z każdej walki? Być może to, że jego powierzchowność bardzo myliła przeciwników. Kapitan był niski, szczupłej postury, a dodatkowo jego twarz miała szczególnie łagodny wyraz.

Bardzo w tym był podobny do gen. Napoleona i kto jak kto, ale oficerowie francuscy powinni pamiętać, że pozory mogą pod tym względem płatać okrutne figle. I tak też się stało pewnego letniego dnia 1797 roku. W tymże czasie 2 Legia stacjonowała w Wenecji i kpt. Bogusławski, podobnie jak inni oficerowie korzystając z chwili spokoju w czasie garnizonowej służby, wziął urlop i w cywilnym ubraniu pojechał do Padwy. Zwiedziwszy miasto, w godzinie sjesty wszedł do jednej z restauracji na obiad. Siedząc przy stoliku w kącie sali, został nagle zaczepiony przez czterech Francuzów. Ci widząc mizerną posturę Polaka, zaczęli go przezywać różnymi złośliwymi epitetami. Kiedy obrażany jednak nie reagował na zaczepki, jeden z oficerów ulepił z chleba gałkę i trafił nią Bogusławskiego prosto w czoło. Ten wtedy wstał, podszedł do stolika prześladowców i skłoniwszy się, powiedział:
– Panowie! Jestem kapitanem Legii Polskiej i żądam od was wszystkich zadośćuczynienia! Na gałki chlebowe odpowiem wam ołowianą kulą.
– Służymy panu! – odpowiedzieli wszyscy.
– Nie tu, moi panowie! Ponieważ jeden z was zginąć musi, nie chcę tego robić w ukryciu. Panowie macie garnizon w Weronie, więc tam jadę i czekam na was.
W mieście nieszczęśliwych kochanków Bogusławski zgłosił się niezwłocznie do dowódcy garnizonu francuskiego, który po przedstawieniu całej sprawy, przydzielił mu dwóch oficerów ze swego sztabu jako sekundantów. Do pojedynku na pistolety doszło poza murami koszar. Czterej oficerowie jako wyzwani mieli pierwszeństwo strzału i wszyscy po kolei spudłowali. Polak ani drgnął, gdy do niego strzelano i kiedy przyszła jego kolej, okazał swe mistrzostwo: pierwszego adwersarza, który rzucił w niego chlebową kulką, trafił prosto w czoło i położył na miejscu trupem. Dwóch następnych, którzy go ordynarnie wyzywali, śmiertelnie ranił, tak że zmarli niedługo potem w garnizonowym szpitalu. Ostatniego, który zachował największy umiar w wyzwiskach, postrzelił jedynie w obie nogi.

Pojednanie po latach

Wieści o tym wyczynie lotem błyskawicy rozniosły się po wszystkich garnizonach armii napoleońskiej w Italii. Przyniosło to kpt. Bogusławskiemu wielką sławę, ale i przysporzyło kolejnych pojedynków, bo nie brakowało takich, którzy chcieli mu odebrać miano najskuteczniejszego obrońcy honoru. Pewnie w końcu kapitan trafiłby na mocniejszego od siebie, ale paradoksalnie od tego wybawiła go wojna, na której również dopisywało mu szczęście.

Bogusławski przeżył straszną ekspedycję na Haiti i przez Stany Zjednoczone wrócił do Francji. W 1807 roku wstąpił do wojska Księstwa Warszawskiego i odznaczył się we wszystkich jego kampaniach, łącznie z tą najtragiczniejszą – wyprawą na Moskwę w 1812 roku. I tu sprzyjało mu szczęście, bo zdołał się wyrwać z mroźnego piekła i powrócić do kraju. Służbę wojskową zakończył jako pułkownik, odznaczony Virtuti Militari za walki w Rosji. Zamieszkał w Warszawie i nieoczekiwanie w 1814 roku domknęła się historia jego sławnego pojedynku w Weronie. Któregoś dnia zapukał do drzwi domu Bogusławskiego francuski oficer, który wracał przez Warszawę z rosyjskiej niewoli do Francji. Po zaproszeniu do środka, tak przedstawił się gospodarzowi:
– Jestem pułkownik Lefevre, jedyny pozostały z rodziny, z której kilku braci moich, Pułkowniku, na tamten świat wyprawiłeś.
Bogusławski w pierwszej chwili myślał, że Francuz będzie żądał satysfakcji za śmierć swego rodzeństwa, ale ten szybko dodał:
– Nie przychodzę tu wcale z zemstą, lecz żebym cię poznał i zgodą serdeczną stare zatarł niesnaski.
Po tym zapewnieniu, poprosił, by Bogusławski darował mu pistolet pojedynkowy, z którego zginęli jego bracia. Na co ten ze smutkiem odpowiedział:
– Chętnie bym to zrobił, ale już go ofiarowałem memu siostrzeńcowi i żałuję, że tej prośbie odmówić muszę.
Obaj pułkownicy rozmawiali prawie całą noc przy kieliszkach wina i Lefevre pożegnał Bogusławskiego jako jego szczery przyjaciel. O czym mówili weterani, którzy nie raz, nie dwa patrzyli śmierci w oczy? Być może o tym, że jest ona najstraszniejsza wtedy, kiedy nie ma sensu. Taką śmiercią zginęli bracia płk. Lefevre – na własne życzenie.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki autora, „Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula. Dyscyplina w dawnym Wojsku Polskim”, PWN, Warszawa 2019

Bibliografia

H. Brandt, Pamiętniki oficera polskiego (1808–1812), cz. 1, Warszawa 1904
P. Korczyński, Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula. Dyscyplina w dawnym Wojsku Polskim, Warszawa 2019
J. Pachoński, Legiony Polskie. Prawda i legenda 1794–1807, t. II: Zwycięstwa i klęski, Warszawa 1976
H. Rzewuski, Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego od roku 1786–1815, Warszawa 1857
B. Szyndler, Pojedynki, Warszawa 1987

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

dodaj komentarz

komentarze


Polacy łamią tajemnice Enigmy
 
Rosja prowadzi przeciw Polsce wojnę informacyjną
Siedząc na krawędzi
Synteza, czyli cios w splot słoneczny Rzeszy
Symulator w nowej odsłonie
Żołnierze WOT-u z Wrocławia u kombatantów z Armii Krajowej
„Popcorny” niemile widziane
Najtrudniej utrzymać się na szczycie
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Roboty w Fabryce Broni „Łucznik”
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Żołnierze górą w głosowaniu na sportowca 2024 roku
Wicepremier Kosianiak-Kamysz w Ramstein o pomocy dla Ukrainy
14 lutego Dniem Armii Krajowej
Less Foreign in a Foreign Country
Biegający żandarm
Kluczowy partner
Spotkanie Grupy E5 w Polsce
Nie walczymy z powietrzem
Co się zmieni w ustawie o obronie ojczyzny?
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Cel Wisła”, czyli ku starciu cywilizacji
Ciężki BWP dla polskiego wojska
Rozgryźć Czarną Panterę
Na zagraniczne kursy razem z rodziną?
Zrobić formę przed Kanadą
Turecki most dla Krosnowic
Zmiany w prawie 2025
Z Jastrzębi w Żmije
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Co może Europa?
Wielka gra interesów
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Atak na cyberpoligonie
Bez kawalerii wojny się nie wygrywa
Na nowy rok – dodatek stażowy po nowemu
Minister wyznaczył szefa Inspektoratu Wsparcia
Statuetki Benemerenti przyznane po raz trzydziesty
Dziki zachód na wschodzie II RP
Nowe łóżka dla szpitala w Libanie
Eurokorpus na czele grupy bojowej UE
NATO rozpoczyna nową operację na Bałtyku
Przetrwać z Feniksem
Wojsko wraca do Gorzowa
Turecki most nad Białą Lądecką
Snowboardzistka z „armii mistrzów” najlepsza na stoku w Scuol
Olympus in Paris
Wielofunkcyjna koparka dla saperów
Rosomaki i Piranie
Arcelin – cud, który może się zdarzyć tylko raz
Z życzeniami na 105. urodziny powstańca warszawskiego!
Szef MON-u spotkał się z wojskowymi dyplomatami
Morze ruin, na których wyrosło życie
Zmiana warty w PKW Liban
Umowa dla specjalistów z Grudziądza
PGZ – kluczowy partner
„Polska Zbrojna” dla Orkiestry
Bałtyk – kluczowy akwen dla NATO
Okręty rakietowe po nowemu
Granice są po to, by je pokonywać
Mistrzyni Uniwersjady z „armii mistrzów”
Polska w gotowości
Żołnierze usuwają zniszczone przez wodę budynki
Czworonożny żandarm w Paryżu
„Ferie z WOT” po raz siódmy

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO