On był żołnierzem, z Samodzielną Brygadą Strzelców Podhalańskich walczył o Narwik, potem przeszedł cały szlak bojowy z 1 Dywizją Pancerną. Ona jako nastolatka została wywieziona na roboty do Niemiec. Poznali się w wyzwolonym przez pancerniaków niemieckim obozie dla kobiet w Oberlangen. O historii rodziców – Ryszarda i Łucji – opowiada Kazimierz Wróblewski.
Ryszard i Łucja Wróblewscy.
Ryszard Wróblewski pochodził ze wschodnich terenów II Rzeczpospolitej. Urodził się w 1914 roku w Pińsku na terenie obecnej Białorusi. Jego ojciec pracował tam w stoczni. – Tata i jego brat Leon służyli w żandarmerii i stacjonowali w garnizonie w Warszawie – mówi syn Ryszarda, Kazimierz Wróblewski. Dodaje, że prawdopodobnie dlatego rodzice ojca i dwóch jego braci, po zajęciu Pińska przez Sowietów, zostali aresztowani i wywiezieni na Syberię. Tam zmarli z głodu lub na tyfus.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Ryszard walczył w 1 Dyonie Żandarmerii, a po kapitulacji przedostał się przez Rumunię i Węgry do Francji. Wstąpił tam do Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich dowodzonej przez gen. Zygmunta Bohusz-Szyszko i wraz z nią od 20 kwietnia do 15 czerwca 1940 roku brał udział w kampanii norweskiej. Wysłano ich na północ Norwegii, aby wraz z wojskami francuskim i brytyjskimi walczyli o Narwik, niezamarzający port przeładunkowy rudy żelaza.
– Ojciec opowiadał, że kiedy płynęli do Norwegii żołnierze bali się, czy ich statków nie zatopią niemieckie okręty podwodne – mówi Kazimierz Wróblewski. 28 maja 1940 roku po ciężkich bojach aliantom udało się zdobyć Narwik, dzięki temu wojska sprzymierzone odniosły pierwsze zwycięstwo nad Niemcami w II wojnie.
Ryszard Wróblewski pierwszy z prawej.
Niestety, postępy niemieckie na froncie francuskim zmusiły aliantów do ewakuacji. Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich rozpoczęła ją 3 czerwca, a pięć dni później ostatni oddział odpłynął do Francji. Przetransportowano ich do Bretanii, gdzie toczyli ciężkie walki z Niemcami. – Brygada uległa rozproszeniu, a ojcu wraz z częścią żołnierzy udało się przedostać do Wielkiej Brytanii – opowiada syn żołnierza.
Tam brygadę rozwiązano i z jej żołnierzy powstał Batalion Strzelców Podhalańskich, który wszedł w skład 1 Dywizji Pancernej pod dowództwem gen. Stanisława Maczka. Pancerniacy stacjonowali w Szkocji, gdzie szkolili się i osłaniali wybrzeże przed ewentualnym niemieckim desantem. Pod koniec lipca 1944 roku dywizja została przerzucona do Normandii.
– Z walk w Normandii tata wspominał, jak pewnego dnia Polacy atakujący razem z Kanadyjczykami siły niemieckie zostali ostrzelani i zbombardowani przez samoloty sojusznicze, które zaatakowały zbyt wcześnie. Wielu z nich zginęło – opowiada Kazimierz Wróblewski. Podczas kampanii w Normandii jego ojciec został nagrodzony Krzyżem Walecznych. 19 i 20 sierpnia przeszedł przez tereny ostrzeliwane przez Niemców, aby ostrzec konwój wiozący amunicję, że powinni wybrać inną, bezpieczniejszą trasę. – Jego jeep się zepsuł i musiał iść pieszo kilka kilometrów przez wrogie tereny – dodaje syn żołnierza.
Ryszard Wróblewski przeszedł cały szlak bojowy maczkowców przez Francję, Belgię, Holandię i Niemcy, gdzie poznał swoją przyszłą żonę.
Łucja Bukowska urodziła się w Stawiszynie koło Kalisza w 1921 roku. Kiedy nadchodzili Niemcy, jej matka ukryła ją w skrzyni pod łóżkiem, ale Niemcy znaleźli nastolatkę i wywieźli do pracy przymusowej. Początkowo pracowała u rolnika koło Oberlangen w północno-zachodnich Niemczech. Uciekła stamtąd z nadzieją, że uda się jej wrócić do Polski. Została jednak schwytana i przewieziona do Oldenburga, gdzie od września 1943 roku do 28 kwietnia 1945 roku pracowała jako krawcowa, szyjąc i naprawiając mundury dla niemieckich żołnierzy.
Na początku kwietnia 1945 roku 1 Dywizja Pancerna przekroczyła granicę niemiecką i wyzwoliła niemiecki obóz jeniecki w Oberlangen, gdzie przebywały Polki – uczestniczki Powstania Warszawskiego. Tam Ryszard poznał Łucję. – Nie znam szczegółów, ale prawdopodobnie mama uciekła z robót i schroniła się wśród Polek w wyzwolonym obozie – wyjaśnia Kazimierz Wróblewski.
Kobiety z obozu przeniosły się do niemieckiego miasta Haren w Dolnej Saksonii, które przejęła 1 Dywizja Pancerna. Miejscowość przemianowana na Maczków na następne dwa lata stała się polskim miastem, w którym zamieszkali też, po zdobyciu niemieckiej bazy morskiej w Wilhelmshaven, żołnierze gen. Maczka, wśród nich Ryszard. – Rodzice pobrali się w Maczkowie 24 listopada 1946 roku i tam urodziła się im córeczka, moja siostra Wiesia – mówi Kazimierz.
Jego rodzice postanowili nie wracać do Polski i w 1947 roku przenieśli się do Anglii. Tam tata spotkał się ze swoim najmłodszym bratem Staśkiem, który przeżył Syberię. -– Wujek Stasiek mieszka w USA, ale do dziś nie jest w stanie mówić o czasach pobytu na Syberii, gdzie był świadkiem śmierci rodziców i drugiego brata – dodaje Kazimierz.
W Anglii państwo Wróblewscy zatrzymali się w obozie przesiedleńczym w miejscowości Hayden niedaleko Sherborne. Oboje pracowali na farmie, Ryszard w tartaku, a Łucja jako kucharka. Z czasem musiała jednak zrezygnować z pracy z powodu problemów psychicznych. – Przez resztę życia mama cierpiała na ciężką chorobę psychiczną z powodu przeżyć, jakich doświadczyła podczas pracy w niemieckiej niewoli. Nigdy nie mówiła też o tamtych czasach – opowiada syn.
W 1952 roku, na zaproszenie przyjaciela Ryszarda z wojska, przenieśli się do Szkocji. – Mieszkali w Glasgow przez resztę życia, tata aż do emerytury pracował jako stolarz, tam też urodził się mój brat Henryk i ja – mówi Kazimierz. Jego mama i babcia spotkały się w połowie lat sześćdziesiątych, ojcu niestety nigdy nie udało się wrócić do rodzinnej miejscowości, ale do Polski przyjechał w 1991 roku.
Oboje zmarli w 2001 roku, Łucja w sierpniu, a Ryszard w grudniu. – Niedługo przed śmiercią tata powiedział, że jego praca została już zakończona i chce znów być z mamą – opowiada syn. Kazimierz Wróblewski stara się upamiętnić walkę ojca. Jest założycielem i członkiem Grupy Pamięci Polskich Kombatantów w Szkocji oraz Związku Rodziny Żołnierzy 1 Dywizji Pancernej w Warszawie. – Staram się też odwiedzać miejsca związane z historią rodziców, byłem w Stawiszynie, wyzwolonej przez maczkowców Bredzie i marzę, aby pojechać do Pińska i zobaczyć dom rodzinny ojca – dodaje Kazimierz.
autor zdjęć: arch. rodziny Wróblewskich
komentarze