Dorastałam jako dziewczynka w Armii Krajowej, moim domem był las, a codziennością walka – mówi płk Weronika Sebastianowicz. Za swoją działalność w AK była torturowana i zesłana do niewolniczej pracy na Syberii. Dziś opiekuje się polskimi kombatantami na Białorusi. – To jedna z najodważniejszych postaci jakie znam – mówi Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
– Choć II wojna się skończyła, my walczyliśmy dalej z Sowietami, aby zachować naszą wiarę, tradycje, mowę i możliwość powrotu do ojczyzny – mówi płk Weronika Sebastianowicz „Różyczka”, żołnierz Armii Krajowej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Przed wojną pani Weronika mieszkała z rodzicami i rodzeństwem we wsi Pacewicze niedaleko Wołkowyska na terenie dzisiejszej Białorusi. Miała osiem lat, gdy jej życie zmieniło się na zawsze. 17 września 1939 roku do wsi wkroczyła Armia Czerwona, a dwa dni później do ich domu przyszli miejscowi komuniści, aby zabić jej ojca, inżyniera Józefa Oleszkiewicza. – Mówili, że jest „panem” i dlatego zasłużył na śmierć – opowiada pani pułkownik.
Walka w lasach
Na szczęście ojcu udało się uciec podczas szamotaniny. Ukrywał się u sąsiada, potem wyjechał do Wołkowyska, gdzie wstąpił do Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej. Niedługo potem w konspiracji znalazł się także starszy brat Weroniki, Antoni. W działalność AK zaangażowała się też jej matka Stanisława. Pomagała także mała Weronika. – Ojciec często prosił mnie o przeniesienie jakiejś wiadomości do któregoś z „wujków” – wspomina. W 1944 roku, gdy miała 13 lat, została zaprzysiężona jako łączniczka AK. Przysięgę przyjął ksiądz mjr Antoni Bańkowski „Eliasz”, kapelan oddziału AK „Reduta”. – Byłam bardzo dumna, że mi zaufano – mówi płk Sebastianowicz.
Oddział walczył przeciwko Niemcom, a potem Sowietom. Po rozwiązaniu AK na początku 1945 roku znaleźli się w szeregach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Do zadań „Różyczki” należało przekazywanie meldunków, prowadzenie obserwacji wrogich wojsk, dostarczanie broni. – Dorastałam jako mała dziewczynka z AK, moim domem były las i bunkry, a codziennością walka dla ojczyzny – mówi pani Weronika.
W rękach NKWD
Jako pierwszego z rodziny NKWD aresztowało ojca. Zatrzymano go krótko po wojnie. – Obiecywano, że go wypuszczą, jeśli zdradzi miejsce stacjonowania syna lub gdy ten sam się podda – wspomina płk Sebastianowicz. Potem śledzono także ją. Przez kilka miesięcy ukrywała się u znajomych, ale na wiosnę 1951 roku postanowiła odwiedzić siostrę w Skidlu pod Grodnem. 7 kwietnia zatrzymało ją tam NKWD. Kilka tygodni później aresztowano jej matkę.
Podczas przesłuchania pytano Weronikę o kryjówkę brata, ppor. Antoniego Oleszkiewicza „Iwana”, i innych żołnierzy z oddziału. – Byłam bita, rozbili mi głowę, złamali drzwiami palce u ręki, przetrzymywali w karcerze pełnym szczurów. Dwa razy byłam u kresu sił i próbowałam odebrać sobie życie – gorzko wspomina. Mimo tortur nikogo nie wydała. 22 sierpnia 1952 roku sowiecki sąd skazał ją za „utrzymywanie przestępczych kontaktów jako łączniczka z uczestnikami antyradzieckiej nacjonalistycznej organizacji AK” na 25 lat łagrów, pozbawienie praw publicznych na 5 lat i konfiskatę mienia. – W ostatnich słowach poprosiłam, aby mamę, jeśli ją skażą, posłali tam, gdzie mnie. By udało się nam spotkać w łagrze w Workucie – mówi pani pułkownik.
Po roku niewolniczej pracy przenieśli ją do wyrębu tajgi do Kraju Krasnojarskiego. Tam pani Weronika dowiedziała się o śmierci brata. Wezwał ją enkawudzista i z drwiną zakomunikował, że wreszcie zastrzelili tego bandytę. Otoczony przez sowiecką obławę, nie chcąc się poddać, odebrał sobie życie. – To był jeden z najgorszych momentów mojego życia, znów chciałam umrzeć – przyznaje płk Sebastianowicz. Podczas pracy w tajdze tak stanęła, aby ścinane drzewo na nią upadło. Ale źle obliczyła odległość i drzewo minęło ją o kilka centymetrów. – Wtedy przeprosiłam Matkę Boską za to, że chciałam się zabić i obiecałam, że będę żyła mimo wszystkich trudności – dodaje.
Dzięki amnestii Weronikę i jej rodziców zwolniono z łagrów w 1955 roku. Po powrocie zamieszkała na Grodzieńszczyźnie, w Skidlu, wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci, pracowała fizycznie jako robotnik. Kilka razy bezskutecznie ubiegała się o repatriację do Polski.
Z Polską w sercach
Dziś, mimo 88 lat, pani Weronika aktywnie działa w polskich organizacjach i cieszy się ogromnym szacunkiem wśród Polaków na Białorusi. Jest m.in. prezesem Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi oraz członkiem zarządu Związku Polaków na Białorusi. – Płk Sebastianowicz to jedna z najbardziej odważnych postaci jakie znam. Osoba nie tylko zasłużona w walkach, ale też aktywna działaczka na rzecz weteranów – mówi Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu ds. Kombatantów. Jak dodaje minister, pani Weronika ma ogromne serce dla drugiego człowieka i byli żołnierze AK zawsze mają w niej wsparcie i opiekę. – Jest wspaniałym łącznikiem między nimi a Polską – dodaje szef Urzędu.
W Polsce pani pułkownik organizuje dla naszych kombatantów i sybiraków z Białorusi zbiórki darów – leków, żywności, środków higieny. Pod swoją opieką ma ponad 20 osób, wszyscy są po dziewięćdziesiątce, schorowani, samotni. – Im oddaję wszystkie moje siły. Pomagam w miarę możliwości – mówi.
Działa, choć Stowarzyszenie Żołnierzy AK nie jest uznawane przez białoruskie władze i nie może liczyć na żadną pomoc. – Chodzimy na uroczystości w mundurach i z biało-czerwonymi opaskami, dbamy o zachowanie języka i kultury, przekazujemy młodzieży prawdę o historii tych ziem – wylicza „Różyczka”. Dodaje, że te działania nie podobają się władzom na Białorusi i kilka razy spotkały ją represje. M.in. w 2013 roku wraz z Mieczysławem Jaśkiewiczem, szefem Związku Polaków na Białorusi, zostali skazani na kary grzywny przez białoruski sąd za zorganizowanie nielegalnego wiecu. Chodziło o ustawienie krzyża we wsi Raczkowszczyzna pod Grodnem, w miejscu śmierci ppor. Anatola Radziwonika „Olecha”. Ostatni dowódca polskiego podziemia na tych ziemiach poległ w 1949 roku.
Natomiast w Polsce doceniana jest walka i działalność powojenna pani Weroniki. M.in. w 2012 roku została odznaczona przez prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi dla niepodległości, działalność społeczną i kombatancką, a w 2017 roku w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych otrzymała awans na pułkownika. – Jestem szczęśliwa, że mogę przyjeżdżać do Polski, wszystkie dowody sympatii i wsparcia dodają mi siły do dalszego działania na rzecz kombatantów na Białorusi – podsumowuje płk Sebastianowicz.
Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przygotowaliśmy wydanie specjalne „Polski Zbrojnej”. Mecenasem jednodniówki jest PKN ORLEN. Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: arch. prywatne
komentarze