moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Ocalejemy tylko razem

W 1944 r. Niemcy zaczęli likwidować obóz w Auschwitz. – W grudniu nas, dzieci, załadowano do wagonów. Mróz -20 stopni. Kiedy ktoś umierał, trupy układano przy ścianach wagonu, by osłonić nas przed wiatrem – mówią siostry Krystyna Olchowa i Ludwika Torowska. W wywiadzie opublikowanym w „Polsce Zbrojnej” opowiadają m.in. o rzezi na Woli i pobycie w Auschwitz.

Przeżyły Panie okupację, powstanie warszawskie, obozy w Oświęcimiu i Neuengamme, powojenną tułaczkę po Polsce i Rosji. Który etap wojny był dla Pań najtrudniejszy?

Krystyna: Zdecydowanie najgorzej było podczas powstania. Straszne wspomnienia z tego czasu towarzyszą nam przez całe życie, śnią się strzelaniny, walki, pożary. My, cywile, nie wiedzieliśmy, że wybuchnie zryw. Kiedy powstanie się rozpoczęło, byłyśmy z siostrą na wakacjach u cioci na Woli. Po południu 1 lub 2 sierpnia bawiłyśmy się z dziećmi w chowanego. Siedziałyśmy schowane w krzakach, kiedy przyjechali Niemcy na motorach i wszystkie dzieci zastrzelili. Ciocia wybiegła z domu z maleństwem na rękach. Zdążyła tylko krzyknąć do nas, żebyśmy uciekały, i też została zabita.

Jak udało się Paniom uratować?

Ludwika: Pobiegłyśmy na pobliski cmentarz prawosławny i schowałyśmy się w środku dużego grobowca. Widziałyśmy przez okno, jak Niemcy zabijali uciekających ludzi. Potem dowiedziałyśmy się, że w czasie tej akcji na Woli zamordowali 50 tys. cywilów. Nas uratował grobowiec. Ilekroć przyjeżdżamy do Warszawy, idziemy na cmentarz i na „naszym” grobowcu stawiamy znicz w podziękowaniu za ochronę.

Krystyna: Ukrywałyśmy się na cmentarzu dwa lub trzy dni, a kiedy przycichło, wróciłyśmy do domu na Pańską. Tam już były barykady i walczyli powstańcy.

Włączyły się Panie w walkę?

Krystyna: Tak, miałam 13 lat, a siostra 14, i razem z innymi dziećmi rzucałyśmy butelkami z benzyną w niemieckie czołgi. To było niebezpieczne, bo Niemcy strzelali w tym kierunku, z którego leciały butelki. Jako harcerki, łączniczki Batalionu „Zośka”, pomagałyśmy też w pobliskim szpitalu polowym. Darłyśmy prześcieradła na bandaże, roznosiłyśmy leki, opatrunki.

Ludwika: Przechodziłyśmy przez specjalnie wybite w murach dziury, nosiłyśmy dla rannych jedzenie i wodę. Choć bardzo chciało się nam pić, nie brałyśmy nawet łyka, żeby zostało dla żołnierzy. Czasami było bardzo ciężko, ponad nasze dziecięce siły, ale robiłyśmy to wszystko za wolność Polski.

Gdzie Panie wtedy mieszkały?

Krystyna: Cały czas byłyśmy w schronie przeciwlotniczym koło naszego domu. Niemcy strzelali dzień i noc, ludzie ginęli w bombardowaniach, walki toczyły się o każdy dom. Wszędzie paliły się ruiny, to było prawdziwe piekło.

Ludwika: Panował głód. Zapytałam któregoś dnia mamę, gdzie jest nasz kot, a ona odpowiedziała, że już trzeci dzień go jemy.

Krystyna: Zabitych chowano na podwórkach, a że brakowało wody, kopano tam też studnie. Piliśmy wodę z takiego źródła i zaczęły się choroby. Niemcy strzelali ogromnymi pociskami, które nazywaliśmy „krowami”. Pewnego dnia jeden z nich trafił w nasz dom. Zostałyśmy zasypane, odkopano nas nazajutrz. Przez ten czas nogi miałam przygniecione gruzem i potem z trudem chodziłam. Marzyłyśmy, żeby zobaczyć zieloną trawę i drzewa, bo wkoło były tylko zgliszcza. Którejś nocy miałam sen, że pani w białej sukience trzyma za ręce dwie dziewczynki. Pomyślałam, że jest to znak, że przeżyjemy, bo chroni nas Matka Boska.

Jak zapamiętały Panie koniec powstania?

Krystyna: Na początku października Niemcy wygonili ludzi z ruin i popędzili przez Warszawę. Całe miasto było w ruinie. Wśród nas – chorzy, ranni. Kiedy nie mogli iść, Niemcy ich rozstrzeliwali. Ja też byłam bardzo słaba, ale ludzie mnie podtrzymywali i tak doszliśmy do Pruszkowa.

Tam rozdzielono Panie z mamą?

Krystyna: Najpierw wszystkie trzy trafiłyśmy do wielkiego baraku, w którym umieszczono kilkaset osób. Niemcy nie pozwalali nikomu wychodzić. W kącie stało wielkie koryto, które służyło nam za szambo. Było duszno, brudno i unosił się fetor, nie mieliśmy nic do jedzenia.

Ludwika: Potem przeprowadzono selekcję. Starzy, dzieci, chorzy, ranni – na lewo, zdolni do pracy – na prawo. Tam trafiła nasza mama. Zanim rozstałyśmy się z nią, powiedziała, żebyśmy zawsze trzymały się razem, wtedy łatwiej będzie nam przeżyć. Starałyśmy się potem zawsze przestrzegać tych słów.

Co się z Paniami stało?

Krystyna: Załadowano nas do wagonów towarowych i kiedy po kilku dniach jazdy wysiadłyśmy, zobaczyłyśmy wielki, otoczony kilkoma rzędami drutu kolczastego teren. Okazało się, że trafiłyśmy do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.

Ludwika: Najpierw była selekcja i najsłabszych od razu przeznaczono do zabicia, a nas, małoletnich więźniów, ulokowano w baraku. Nękały nas zimno, brud i pchły.

Krystyna: Całe dnie spędzaliśmy w baraku i choć było bardzo ciężko, nikt nie płakał, nawet maluchy, bo płacz był przez Niemców surowo karany. Czasem zabierano nas do punktu medycznego, gdzie pobierano nam krew. Niektóre dzieci traciły wtedy przytomność i już nie wracały do baraku.

Jak długo były Panie w Auschwitz?

Krystyna: Do grudnia 1944 roku. Wtedy nad obozem zaczęły krążyć samoloty. Dorośli nam powiedzieli, że były to radzieckie i alianckie maszyny. Niemcy niszczyli budynki, rozbierali krematoria. Potem dorosłych więźniów popędzili na zachód w marszach śmierci, a nas, dzieci, załadowano do wagonów. To była straszna jazda. Mróz minus 20 stopni, ciasno. Kiedy ktoś umierał, trupy układano przy ścianach wagonu, aby osłonić nas przed wiatrem. Wreszcie dotarliśmy do obozu Neuengamme pod Hamburgiem. Chorych, w tym mnie z siostrą, oddzielono, ale już nie zabijano, tylko leczono.

Ludwika: Wiosną wyzwolili nas angielscy żołnierze. Wszyscy więźniowie przeszli dezynsekcję, zbadali nas lekarze. Umyto nas i ubrano. Żołnierze powiedzieli, że możemy zostać na Zachodzie, będą nas leczyć, zaopiekują się nami, wykształcą. Ale my chciałyśmy wracać do Warszawy, szukać mamy. Razem z innymi Polakami udało się nam dotrzeć do miasta.

Odnalazły Panie kogoś z rodziny?

Krystyna: Nikogo. Nasz dom leżał w gruzach, więc na jego ścianie powiesiłyśmy informację dla mamy „Krystyna i Ludwika tu są”, ale ona się nie pojawiła. Nasz ojciec umarł jeszcze przed wojną. Może była jeszcze jakaś dalsza rodzina, ale jej nie znałyśmy.

Ludwika: Mamy szukałyśmy po wojnie przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, aż nam powiedzieli, żebyśmy zaprzestały poszukiwań.

Krystyna: Nocowałyśmy w ruinach i razem z innymi bezdomnymi dziećmi szukałyśmy czegoś do jedzenia. Tak trafiłyśmy do radzieckich żołnierzy, którzy podzielili się z nami chlebem. Byłyśmy chore, głodne, bose, z odmrożonymi stopami. Jeden z żołnierzy powiedział, że zawiozą nas tam, gdzie będą lekarze. Któregoś dnia zapakowali dzieci do wagonów i wywieźli nas do ZSRR.

Wiedziały Panie, że jadą do Rosji?

Ludwika: Nie, dopiero po drodze zorientowałyśmy się, że nie jesteśmy już w Polsce. Dzieci wysadzano w różnych miastach, ja z siostrą trafiłyśmy do Bobrujska. Tułałyśmy się po mieście, aż znalazłyśmy cerkiew. Duchowny nas nakarmił i pomógł dotrzeć do Krasnodaru. Tam skierowano nas na leczenie i dano nam nowe imiona: Lidia i Ksenia. Rozpoczęłyśmy naukę w szkole łączności. Potem ja skończyłam studia elektrotechniczne i pracowałam dla programu kosmicznego w Moskwie, a siostra po studiach została dyrektorką szkoły muzycznej w Baku.

Odwiedzały Panie Polskę?

Krystyna: Nie, nie wolno było nam wyjechać z Rosji. Któregoś roku moja szkoła miała możliwość pojechania na wycieczkę do Polski i władze puściły wszystkich, poza mną. Jeszcze w Bobrujsku, kiedy opowiedziałyśmy księdzu naszą historię, powiedział, abyśmy już nikomu nigdy o tym nie mówiły, gdzie byłyśmy w czasie wojny i co przeżyłyśmy. Bardzo tego pilnowałyśmy. Nawet najbliższej rodzinie nie opowiadałyśmy o przeszłości. Mój mąż pytał, dlaczego mam takie problemy z nogami, odpowiadałam, że to z wojny, ale nic więcej. Bałam się też, że moje dzieci mogą coś usłyszeć i komuś opowiedzieć.

Ludwika: Ja też swojemu mężowi o wojennych losach nic nie wspominałam, choć przeżyliśmy razem prawie 60 lat. Wiedział tylko, że jestem Polką. Kiedy mąż Krystyny zmarł, przeprowadziła się do Moskwy, a od śmierci mojego męża mieszkamy razem. Dopiero w 1995 roku, kiedy w Rosji zmieniła się sytuacja polityczna, pierwszy raz pojechałyśmy do Polski.

Jakie to było wrażenie, zobaczyć Warszawę po raz pierwszy po 50 latach?

Ludwika: To było ogromne przeżycie. Przez tyle lat śniła się nam Warszawa, marzyłyśmy, że przyjedziemy do Polski, i wreszcie się udało. Kiedy wyszłyśmy z wagonu, byłyśmy tak szczęśliwe, że całowałyśmy ziemię. Miasto, które zapamiętałyśmy w ruinie, było takie piękne.

Krystyna: Teraz przez cały rok zbieramy pieniądze na bilet, aby być w Polsce choć raz w roku. Bierzemy udział w obchodach rocznic powstania warszawskiego, spotykamy się z żołnierzami i młodzieżą.

W Rosji też zaczęły Panie opowiadać swoją historię?

Ludwika: Tak, odwiedzamy szkoły, instytucje, korpusy kadetów i mówimy o wojnie, okupacji, obozach. W szkołach dzieci słuchają zawsze uważnie, w ciszy.

Krystyna: Uważamy, że młode pokolenie powinno wiedzieć wszystko o tragedii wojny, a my szczególnie musimy w Rosji opowiadać o tym, co działo się w Polsce. Tutaj sądzą, że wojna zaczęła się w czerwcu 1941 roku od napaści Niemiec na ZSRR. My opowiadamy im o polskich walkach w 1939 roku, okupacji, powstaniu warszawskim. To ważne, aby wiedzieli o polskim cierpieniu i bohaterstwie.

Tekst ukazał się w grudniowym numerze „Polski Zbrojnej”.

Anna Dąbrowska

autor zdjęć: Anna Dąbrowska

dodaj komentarz

komentarze


Jak Polacy szkolą Ukraińców
 
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Czworonożny żandarm w Paryżu
Karta dla rodzin wojskowych
Polskie „JAG” już działa
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Nominacje generalskie na 106. rocznicę odzyskania niepodległości
Breda w polskich rękach
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Zmiana warty w PKW Liban
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Ostre słowa, mocne ciosy
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Polski wkład w F-16
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Jak dowodzić plutonem szturmowym? Nowy kurs w 6 BPD
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Kleszcze pod kontrolą
Święto marynarzy po nowemu
Polska liderem pomocy Ukrainie
Byłe urzędniczki MON-u z zarzutami
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polsko-czeska współpraca na rzecz bezpieczeństwa
Olympus in Paris
Szef MON-u o podkomisji smoleńskiej
Witos i spadochroniarze
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Nowe pojazdy dla armii
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Rumunia, czyli od ćwiczeń do ćwiczeń
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Żeby nie poddać się PTSD
Długa droga do Bredy
Ostrogi dla polskich żołnierzy
Żołnierze, zdaliście egzamin celująco
Zagrożenie może być wszędzie
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Rosomaki na Litwie
Namiastka selekcji
Odznaczenia dla amerykańskich żołnierzy
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
The Power of Buzdygan Award
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Ogień nad Bałtykiem
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
„Bezpieczne Podlasie” na półmetku
Snipery dla polskich FA-50
Rajd pamięci i braterstwa
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Olimp w Paryżu
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Strategiczne partnerstwo

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO