Choć funkcjonował zaledwie miesiąc, na stałe wpisał się w historię Zamojszczyzny. Szpital Leśny 665 został wybudowany wiosną 1944 roku w samym środku Puszczy Solskiej. W owianej legendą placówce lekarze pomagali zarówno partyzantom, jak i miejscowej ludności. Spalony przez Niemców budynek zrekonstruowali pasjonaci z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „WIR”.
W czasie II wojny światowej, na Zamojszczyźnie, w lasach rozciągających się od Józefowa po Janów Lubelski, stacjonowały oddziały Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Armii Ludowej i Armii Czerwonej. – Na tych terenach działało wyjątkowo dużo oddziałów partyzanckich. Częściowo wynikało to z tego, że na Zamojszczyźnie były prowadzone akcje wysiedleńcze, które „wypchnęły” do lasu wielu młodych ludzi – tłumaczy Adam Sikorski, twórca telewizyjnego programu „Było nie minęło – kronika zwiadowców historii”.
Partyzanci przeprowadzali wiele akcji dywersyjnych, toczyli potyczki i bitwy z Niemcami. Zapewnienie im opieki medycznej było koniecznością. Działały co prawda szpitale w Biłgoraju i Szczebrzeszynie, ale od najważniejszych obozów partyzanckich dzieliło je kilkanaście kilometrów. W dodatku, placówki były coraz mocniej inwigilowane przez gestapo. Dlatego stacjonujący w lasach żołnierze mogli liczyć jedynie na doraźną pomoc medyczną i to w bardzo ograniczonych warunkach.
W kwietniu 1944 roku dowództwo AK Inspektoratu Zamojskiego podjęło więc decyzję
o wybudowaniu szpitala w środku Puszczy Solskiej – pomiędzy największymi obozami partyzantów, którymi dowodzili Konrad Bartoszewski „Wir” i Adam Haniewicz „Woyna”. Do realizacji planu przystąpiono bardzo szybko. Grupa partyzantów wykradła Niemcom barak stojący przy stacji kolejowej Długi Kąt. Został on rozmontowany i przewieziony w głąb lasu, gdzie postawiono go na nowo. Wcześniej zadbano o sprzęt medyczny dla lekarzy, opatrunki i leki. Dzięki zrzutom sanitariuszki miały mundury, a pacjenci – koce. Wodę czerpano z wykopanej nieopodal studni. Obok szpitala zorganizowano nawet małe gospodarstwo, w którym trzymano krowę i parę koni.
Po niespełna miesiącu przygotowań – 29 maja 1944 roku został otwarty Szpital Leśny 665 (kryptonim nawiązywał do oznaczenia Obwodu Biłgorajskiego AK). W środku była sala chorych z kilkunastoma łóżkami, sala operacyjna oraz pokój lekarski. Kamuflaż zapewniała rozłożysta jodła, której pień przechodził przez środek największej z sal. W takich warunkach leczono nie tylko partyzantów, ale też okolicznych mieszkańców. Placówką kierował ppor. Lucjan Kopeć ps. „Radwan”, student medycyny Uniwersytetu Warszawskiego, którego wojenne losy rzuciły na Zamojszczyznę. Wspierał go prawie dwudziestoosobowy personel. – Lekarze wyciągali pomocną dłoń do wszystkich, również tych, którzy nie sympatyzowali z Armią Krajową. Medycy kierowali się humanistycznym przesłaniem „najważniejszy jest człowiek – wyjaśnia Adam Sikorski, który w swoich programach dokumentował nie tylko losy szpitala, ale i całego tamtejszego ruchu partyzanckiego.
Szpital działał do 22 czerwca 1944 roku, kiedy to podjęto decyzję o jego ewakuacji. Wokół terenów opanowanych przez partyzantów zaciskał się już pierścień okrążenia niemieckiej armii, prowadzącej akcję „Sturmwind II”, której celem było zwalczenie oddziałów partyzanckich. Medycy w pośpiechu zabrali niezbędne i najpotrzebniejsze rzeczy. Pacjenci zostali przetransportowani wozami konnymi najpierw do obozu i ziemianki „Wira”, a następnie przekazani do swoich oddziałów. Kilka dni później Niemcy doszczętnie spalili leśny szpital.
Przez długi czas o istnieniu partyzanckiego szpitala przypominał niewielki pomnik postawiony w latach dziewięćdziesiątych przez miejscowych kombatantów. Jednak miłośnicy historii z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „WIR” postanowili odbudować Szpital Leśny 665. Pod koniec maja odbyło się jego uroczyste otwarcie. – To kolejna inicjatywa, którą udało nam się zrealizować. Najpierw odbudowaliśmy schron Konrada Bartoszewskiego ps. „Wir”, a teraz tę wyjątkową placówkę – podkreśla Andrzej Sokal, przewodniczący Stowarzyszenia GRH „WIR”. – Uważamy, że warto przypominać te wydarzenia, kultywować pamięć o osobach, które tu walczyły. Tym bardziej że są to jedyne takie miejsca i takie budynki w Polsce – dodaje Sokal.
Na początku hobbyści planowali odtworzyć tylko ścianę szczytową, która miała imitować budynek. Ostatecznie zdecydowali się na dużo większą inwestycję. Przednia fasada szpitala została wsparta przez ściany boczne, a całość zamknięta dachem. Pasjonaci odbudowali szpital za własne pieniądze. Ale pomocą służyła też miejscowa ludność i przedsiębiorcy. – Drzewo kupiliśmy w tartaku w dobrej cenie, a papę na pokrycie dachu dostaliśmy za darmo. Pomógł także właściciel działki, na której konstrukcja powstała – podkreśla przewodniczący GRH „WIR”.
Obiekt został wiernie odwzorowany i postawiony dokładnie w tym samym miejscu, gdzie stał Szpital Leśny 665. – Mieliśmy to szczęście, że dzięki Edwardowi Buczkowi, fotografowi Biłgorajskiego Obwodu AK, zachowała się obszerna dokumentacja zdjęciowa całego budynku – mówi Marek Łaba, sekretarz Stowarzyszenia GRH „WIR”.
Obok drewnianej konstrukcji stanęły tablice informujące o działalności szpitala leśnego oraz o przebiegu prac przy jego odbudowie. Miłośnicy historii chcieliby, aby szpital stał się częścią szlaku jaki chcą oni wytyczyć na terenie Puszczy Solskiej. – Jest tu już co prawda podobny szlak, ale nie do końca pokrywa się on z miejscami, w których były prowadzone partyzanckie walki. Dlatego chcemy wyznaczyć nowy i poprowadzić go dokładnie poprzez wszystkie miejsca, gdzie rzeczywiście były obozowiska partyzanckie i rozgrywały się bitwy – zapowiada Marek Łaba, sekretarz biłgorajskiego stowarzyszenia.
Andrzej Sokal, przewodniczący stowarzyszenia dodaje: – Podążając śladem partyzantów tylko w tym lesie, można przejść kilkadziesiąt km, a co półtora, dwa, są miejsca, w których wydarzyło się coś ważnego. Chcemy je w odpowiedni sposób wyeksponować – przekonuje Sokal. – Słowa mają to do siebie, że więdną, giną pokoleniowo, gdzieś znikają, a z nimi przepada cała legenda. Takie historie muszą mieć więc materialne oparcie w takich właśnie inicjatywach jak odbudowa partyzanckiego szpitala czy zrekonstruowana wcześniej ziemianka por. Konrada Bartoszewskiego ps. „Wir” – mówi Adam Sikorski, historyk i dziennikarz.
autor zdjęć: Piotr Raszewski
komentarze