Jeżeli za kilka lat o targach „Pro Defense” będziemy mówili, że to impreza integrująca polskie środowiska proobronne, której głównym punktem jest konferencja naukowa, a wystawa zbrojeniowa jej tylko towarzyszy, to znaczy, że organizatorom udało się zrobić coś dobrego dla naszej obronności. Bo nie ma co się oszukiwać, w Polsce jest sporo mniejszych i większych przedsięwzięć wystawienniczych, na których firmy z kraju i zagranicy mogą prezentować swoje wyroby dla wojska, policji i innych służb mundurowych. Ale jaki z nich jest pożytek dla polskiej obronności? Niewielki. Chyba że mówimy o podatkach, które zapłacą organizatorzy od zysków za wynajem targowych metrów kwadratowych. „Pro Defense” skierowane do młodych ludzi zafascynowanych militariami i obronnością zdecydowanie wyróżniają się na tym tle. Tu część targowa wydaje się tylko dodatkiem do przedsięwzięć związanych z krzewieniem patriotyzmu. I oby tak zostało!
Zbrojeniowe targi są imprezami bardzo do siebie podobnymi i chyba najlepiej pasuje do nich określenie teatr próżności. Bo o co w nich chodzi? W jednym miejscu, przez kilka dni duże i małe firmy rozstawiają swoje stoiska, na których prezentują, niczym przekupki na targu, to co mają najlepszego. Czołgi, transportery, radary, karabiny, bomby i miny, mundury, noże, buty... co tylko potrzebować może żołnierz, policjant, pogranicznik, funkcjonariusz służb. Wszystko to nowe, błyszczące, pokazane w atrakcyjny sposób. Jeśli nie „na żywo” to w folderach i na ulotkach reklamowych.
Dla kogo ten teatr? Przede wszystkim dla najróżniejszych decydentów. Nikt przy tych stoiskach nie liczy bowiem zwykłych zwiedzających, którzy chodzą, oglądają i zadają tysiące pytań umęczonym specjalistom od sprzedaży. Dla firm, które jadą na targi i za tysiące euro wykupują metry kwadratowe, liczą się „grube ryby” – czyli przedstawiciele kluczowych instytucji zajmujących się zakupami dla danych resortów obrony, którzy zawitają na stoisko, a najlepiej, zajrzą za jego kulisy, usiądą z szefostwem i pogadają.
Rozpoczynające się dzisiaj w Ostródzie czterodniowe targi „Pro Defense 2017” to impreza o zdecydowanie innym charakterze. Myślę wręcz, że jest on na tyle odmienny od salonów obronnych np. w Kielcach czy Paryżu, że ich twórcy powinni jak najrzadziej używać określenia „targi” zamieniając je... i tutaj właśnie nawet ja mam kłopot z chwytliwym, krótkim określeniem tego, co do niedzieli (4 czerwca) będzie się tutaj odbywało. „Pro Defense 2017” to bowiem wydarzenie, którego głównymi uczestnikami i odbiorcami jednocześnie są młodzi ludzie. Tacy, dla których Polska, Ojczyzna, obronność kraju i patriotyzm, to coś więcej niż słowa. To dlatego podczas ostródzkiej imprezy zamiast ministerialnych delegacji zobaczymy uczniów klas mundurowych z całej Polski, a zamiast zagranicznych oficjeli otoczonych świtą urzędników, członków stowarzyszeń paramilitarnych, którzy spotkają się na „Międzynarodowym Kongresie Organizacji Proobronnych”, aby pomówić o roli i zadaniach tego typu struktur.
Owszem, częścią „Pro Defense 2017”, podobnie jak rok wcześniej, podczas pionierskiej edycji, będzie wystawa przemysłowa, na której zaprezentowane zostaną produkty naszej zbrojeniówki, ale zgromadzona tutaj broń i wyposażenie nie są pokazywane w celach handlowych, lecz dla poszerzenia wiedzy. Oglądać będą ją bowiem nie decydenci z Departamentu Polityki Zbrojeniowej i podobnych instytucji, a przyszli użytkownicy za pięć czy dziesięć lat. To sprawia, że marketingowy bełkot zastąpi dyskusja, czy to jest dobre, lekkie, łatwe w szkoleniu i użytkowaniu. Bo o to pytać będzie Kinga lat 13 czy Maciej lat 15.
Naprawdę liczę na to, że organizatorom „Pro Defense” uda się w następnych latach (bo wierzę, iż za rok znów zaproszą nas na Mazury), utrzymać proobronny, a nie prohandlowy charakter imprezy, która ma szansę wpisać się nie tylko w targową mapę Polski. Ale dzięki swojemu programowi – czyli ciekawym spotkaniom i kongresowi, którym tylko towarzyszy wystawa sprzętu i firm – przyczyni się do krzewienia patriotycznych postaw w najmłodszym pokoleniu Polaków.
komentarze