Ministerstwo Obrony Narodowej zakończyło Strategiczny Przegląd Obronny i przedstawiło dzisiaj wnioski płynące z tego procesu. To ważny dokument, bo na lata programuje rozwój polskiego wojska i wytycza kierunki myślenia o naszym bezpieczeństwie. Szef zespołu SPO – wiceminister Tomasz Szatkowski – w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” powiedział, że udało mu się zerwać z pułapką poprawności politycznej, która przez lata wykluczała konflikt zbrojny z katalogu czyhających na nas zagrożeń. I to jest największą zaletą „SPO 2016”. Bo choć wojskowi unikają tego słowa, siły zbrojne muszą się przygotowywać do najgorszego scenariusza, czyli wojny. Jeżeli ta praca domowa zostanie odrobiona, wszystkie pozostałe zadania armii nie będą nastręczać jej żadnych problemów. Odstraszanie, pomoc podczas klęsk żywiołowych, misje stabilizacyjne, wychowanie patriotyczne, defilady? Jeżeli wojsko będzie gotowe do obrony macierzy, poradzi sobie ze wszystkim.
Piętnaście lat, taki horyzont obejmuje analiza w ramach SPO, to szmat czasu. Banał – w tym czasie może się wydarzyć niemal wszystko. Przykłady aneksji Krymu i Brexitu pokazują, że są rzeczy na tym świecie, których najstarsi górale nie pamietają. Dlatego tak ważne jest, by w myśleniu strategicznym nie dać się zwieść przekonaniu, że wiemy wszystko i za piętnaście lat będzie mniej więcej tak samo jak dzisiaj. No, może z tym wyjątkiem, że będziemy o piętnaście lat starsi.
W trakcie lektury jawnej części raportu SPO rzuca się w oczy jedna rzecz. Nie ma tam niemal słowa o tym, że na szczycie NATO w Warszawie podjęto decyzję o rozmieszczeniu w Polsce wojsk Sojuszu, a od kilku miesięcy plan ten jest realizowany w praktyce. Choć tzw. wzmocniona, wysunięta obecność NATO na wschodniej flance to diametralna zmiana w strategicznym położeniu Polski i fundament rosnącego poczucia bezpieczeństwa, w takiej analizie, jaka została dokonana przy SPO, nie może być brana pod uwagę. Dlaczego? Krym i Brexit.
Możliwe, że za piętnaście lat na naszej ziemi będzie stacjonować nie kilka, a kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pod sztandarem NATO. Może będzie działać baza w Redzikowie, a może Stany Zjednoczone wybudują jeszcze trzy takie instalacje? Być może uda się włączyć do struktur europejskich Ukrainę i Białoruś i w końcu Polska przestanie być krajem leżącym na uskoku tektonicznym między światem Wschodu i Zachodu? Być może, bo pamiętajmy – Krym i Brexit.
Lepiej jednak nie stawiać na tak niepewnego konia i zakładać mniej optymistyczny rozwój wypadków. Stare przysłowie mówi, że jeżeli umiesz liczyć, licz na siebie. Silna polska armia, skrojona na miarę naszych potrzeb i możliwości, zawsze będzie najlepszym gwarantem spokoju. Wiarygodne alianse, sojuszniczy żołnierze w Polsce i powiązania polityczno-gospodarcze mogą tylko pomóc w budowie poczucia bezpieczeństwa. Nie zastąpią jednak armii.
komentarze