Samobójcze zamachy dokonywane w imię Allaha stały się wizytówką islamskiego terroryzmu. Tomasz Otłowski, specjalista zajmujący się sprawami Bliskiego Wschodu, opisuje w kwietniowym wydaniu „Polski Zbrojnej”, z czego wynika nasilenie stosowania tej metody i dlaczego jest ona tak atrakcyjna dla islamistów.
Praktycznie każdego dnia gdzieś na świecie (najczęściej w Afryce, Azji Południowej i na Bliskim Wschodzie) co najmniej jeden islamski ekstremista staje się szahidem. Co gorsza, rzesza wyznawców Proroka, którzy skłonni są podążyć ścieżką tak rozumianego męczeństwa, zdaje się rosnąć.
Według danych izraelskiego Instytutu Narodowych Badań Strategicznych (Institute for National Security Studies – INSS), od wielu lat zgłębiającego problem szahidzkich zamachów, w 2016 roku dokonano na świecie 469 terrorystycznych ataków samobójczych, w których śmierć poniosło 5650 osób. Oznacza to, że w stosunku do roku 2015 liczba zamachów wzrosła o 5 proc., a ich ofiar – aż o 30 proc.
Zwiększa się także liczba państw, które doświadczają tego typu zagrożeń. Tendencja ta – z różnym nasileniem – jest zauważalna już od kilkunastu lat, a jej początek zbiega się z rozpoczęciem przez Zachód tzw. wojny z terroryzmem, po największej, jak dotąd, serii ataków samobójczych, jakimi były zamachy na Nowy Jork i Pentagon 11 września w 2001 roku. Wcześniej, między zamachem w Tyrze a rokiem 2000 – czyli w ciągu około 18 lat, na świecie doszło „jedynie” do 200 zamachów samobójczych. Tymczasem, jeśli wierzyć doniesieniom mediów kurdyjskich i syryjskich, samo Państwo Islamskie tylko w grudniu 2016 roku przeprowadziło podobną liczbę ataków samobójczych, i to wyłącznie w Lewancie. Gwałtowny, tragiczny w skutkach wzrost liczby zamachów samobójczych przypada zatem na ostatnie 15 lat, czyli od zamachów w Stanach Zjednoczonych.
Co sprawia, że taktyka zamachów samobójczych jest dla islamistów tak atrakcyjna? Odpowiedź na to pytanie nie jest ani łatwa, ani jednoznaczna. Zmusza do uwzględnienia wielu aspektów zarówno natury religijnej w ramach islamu, jak też ściśle militarnych.
Pełny tekst ukazał się w kwietniowym wydaniu miesięcznika „Polska Zbrojna”.
autor zdjęć: U.S. Army
komentarze