Skazany w stalinowskim procesie na karę śmierci, odmówił napisania prośby o łaskę, bo kompromis z komunistami uważał za hańbę. 11 sierpnia 1947 roku rozpoczął się proces, w którym na ławie oskarżonych zasiedli płk Franciszek Niepokólczycki, szef organizacji Wolność i Niezawisłość, jego współpracownicy, a także działacze PSL-u. Zapadło osiem wyroków śmierci.
Lato 1947 roku. Sala sądowa przy ul. Senackiej 1 w Krakowie wypełniona publicznością, starannie wybraną przez ubeków. Na ławie oskarżonych – 17 mężczyzn. Wśród nich szczególnie wyróżnia się jeden. Dystyngowany, spokojny, siedzi ukosem do sędziów. Ma na sobie garnitur, jednak wyprostowana postawa zdradza wojskowego. To przedwojenny oficer, płk Franciszek Niepokólczycki, szef WiN-u, największej w 1947 roku organizacji sprzeciwiającej się nowej władzy. Komuniści wyznaczyli mu główną rolę w spektaklu, który do historii przeszedł jako jeden z najgłośniejszych procesów pokazowych.
Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezależność” (WiN) powstał 2 września 1945 roku i w okresie największego rozkwitu liczył 20–30 tys. członków, głównie żołnierzy Armii Krajowej. WiN stawiał sobie za cel podtrzymanie ducha oporu w narodzie. Alarmował też rząd na uchodźctwie o sytuacji w kraju, m.in. fałszerstwach w referendum z czerwca 1946 roku i podczas wyborów w styczniu 1947 roku. Choć zadaniem WiN-u miała być walka polityczna, prześladowania i fala aresztowań wymusiły na działaczach organizacji podejmowanie również działań zbrojnych.
Polowanie na pułkownika
Pułkownik Niepokólczycki (ps. „Halny”, „Żejmian”) został szefem II Zarządu WiN w listopadzie 1945 roku, zaraz po aresztowaniu pierwszego prezesa organizacji, płk. Jana Rzepeckiego. Latem 1946 roku ubecy rozpoczęli polowanie na Niepokólczyckiego i jego współpracowników. W ciągu kliku miesięcy do aresztów trafiło kilkuset działaczy niepodległościowych. Sam pułkownik wymykał się obławie (raz uratował się, wyskakując przez okno). W końcu do Krakowa, gdzie się ukrywał, wysłano specjalną ekipę śledczych. Na jej czele stał owiany złą sławą Józef Różański, oficer NKWD i dyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. To właśnie on nadzorował śledztwo w sprawie rtm. Witolda Pileckiego i przyczynił się do jego egzekucji. To on doprowadził do samobójstwa Emilii Malessy „Marcysi”, żony „Ponurego”. Ale lista jego ofiar była znacznie dłuższa. W połowie lat 40. Różański postawił sobie za cel ujęcie szefa WiN-u. Stało się to 22 października 1946 roku. Ze statusem więźnia specjalnego Niepokólczycki został przewieziony z więzienia Montelupich w Krakowie do Warszawy na Rakowiecką.
UB zdawało sobie sprawę z tego, że nie wymusi na pułkowniku zeznań. Śledczy chwytali się różnych sposobów – mamili awansem generalskim, obiecywali wolność dla współpracowników, stosowali szantaż emocjonalny. „Miałem wyjść, w ogóle bez procesu, w marcu 1947 roku, i to z wielkim hukiem, bo z awansem generalskim, Virtuti Militari IV klasy, Grunwaldem” – wspominał później.
Niepokólczycki był nieugięty. Do akcji wkroczył szef departamentu śledczego, faktyczny reżyser śledztwa i rozprawy. – Różański odgrywał bardzo ważną rolę w psychologicznym łamaniu więźniów. Mówiło się o nim, że ma na ludzi hipnotyczny wpływ. Łamał najtwardszych, ale Niepokólczyckiego do swojej koncepcji procesu nie przekonał – mówi dr Wojciech Frazik z krakowskiego IPN-u, autor publikacji poświęconych procesowi krakowskiemu. Po dziesięciomiesięcznym śledztwie pułkownik, chcąc chronić współpracowników, zgodził się, że podczas procesu nie będzie ostro krytykował komunistów. Ale kategorycznie odmówił składania zeznań przeciwko komukolwiek, wykluczył także możliwość „pokajania się” przed sądem. – To była racjonalna postawa, bo przecież atakowanie wówczas władzy ludowej nie miało większego sensu. Narażało na niebezpieczeństwo, a i tak propagandowa prasa nie cytowałaby słów Niepokólczyckiego – zauważa prof. Tomasz Balbus z IPN we Wrocławiu, który pisze biografię pułkownika. – Dla niego kompromis z komunistami nie wchodził w grę. Winę brał na siebie. Miał wielkie poczucie odpowiedzialności za swoich ludzi i ideę, którą reprezentowała kierowana przez niego organizacja – dodaje dr Frazik.
Wyroki śmierci
Pierwsza rozprawa w tzw. procesie krakowskim odbyła się 11 sierpnia 1947 roku, ale wyroki w sprawie 17 oskarżonych zapadły jeszcze zanim prokurator Stanisław Zarakowski zdążył odczytać zarzuty. Działaczy WiN-u oskarżono o prowadzenie działalności wywiadowczej na rzecz obcych mocarstw. Z kolei polityków PSL-u o współpracę z nielegalną organizacją. Oprócz płk. Niepokólczyckiego przed sądem stanęli: Józef Ostafin, Alojzy Kaczmarczyk, Walerian Tumanowicz, Edward Bzymka-Strzałkowski, Jan Kot, Eugeniusz Ralski i jego brat Stefan, Wiktor Langner, Mirosław Kowalski, Henryk Münch, Tadeusz Wilczyński (działacze WiN-u) oraz Stanisław Mierzwa, wiceprezes Zarządu Wojewódzkiego PSL w Krakowie i zastępca generalnego sekretarza Naczelnego Komitetu Wykonawczego, a także Karol Starmach, Jerzy Kunce i Karol Buczek.
Podczas trwającego miesiąc procesu odbyło się 19 posiedzeń. Płk Niepokólczycki miał zeznawać jako ostatni oskarżony, w 12. i 13. dniu procesu. Przed sądem oświadczył: „Nie wysługiwałem się obcym. Jako żołnierz spełniłem rozkaz”. – To był typowy proces pokazowy. Chodziło w nim o złamanie ducha oporu w społeczeństwie. W procesie I Zarządu chodziło o to, by wzmocnić poczucie klęski sił niepodległościowych i zmotywować do przyjęcia amnestii i ujawnienia się. W procesie krakowskim – o uderzenie w PSL, ostatnią legalną opozycję w Polsce – mówi dr Frazik.
10 września sąd odczytał osiem wyroków śmierci. Kolejne osiem osób zostało skazanych na długoletnie więzienie, uniewinniono jednego oskarżonego. Ostatecznie wykonano trzy wyroki śmierci. 13 listopada 1947 roku przed plutonem egzekucyjnym w Krakowie stanęli Alojzy Kaczmarczyk, Józef Ostafin i Walerian Tumanowicz.
Prosić Bieruta o łaskę? To splamiłoby honor oficera
Pułkownik Niepokólczycki, który otrzymał najwyższy wymiar kary, uniknął śmierci. Wprawdzie odmówił napisania do Bieruta prośby o ułaskawienie, ale list w imieniu jego rodziny napisał obrońca, Mieczysław Maślanko. – Trudno powiedzieć, czemu Bierut zdecydował się na ułaskawienie. Takie ułaskawienia miały charakter polityczny, a nie humanitarny. Może miała być to demonstracja: jesteśmy tak silni, że stać nas na gest nawet wobec takiego przeciwnika... Może władza chciała dać sygnał, że jeśli będą zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami, to uratują życie? – zastanawia się dr Wojciech Frazik.
Syn pułkownika opowiadał po latach, że na korytarzu budynku, w którym odbywał się proces, do Niepokólczyckiego podszedł mężczyzna i szepnął mu: „Nie bój się, będziesz żył”. – To bardzo prawdopodobne, bo decyzja o tym, by Niepokólczyckiego najpierw skazać na śmierć, a później, w celach propagandowych, ułaskawić, zapadła jeszcze podczas prowadzonego śledztwa – mówi prof. Tomasz Balbus.
Niepokólczycki trafił na wiele lat do więzienia o zaostrzonym rygorze. Był wielokrotnie namawiany do składania wniosków o skrócenie kary. Zawsze zdecydowanie odmawiał. Nie chciał plamić honoru oficera. Został zwolniony dopiero w 1956 roku, na fali odwilży. Do końca życia pozostawał wierny swoim ideałom, utrzymywał kontakty z dawnymi żołnierzami AK i działaczami WiN-u. Cały czas był inwigilowany przez SB. W archiwach zachowały się podobno raporty tajniaków, którzy w 1974 roku brali udział w pogrzebie pułkownika.
Do obozu na ochotnika
Kim był człowiek, którego komunistyczna propaganda nazwała watażką Andersa, sługusem obcego wywiadu, a nawet konfidentem gestapo? Urodził się 27 października 1900 roku w Żytomierzu (obecnie Ukraina). Z Polską Organizacją Wojskową zaczął współpracować jeszcze przed ukończeniem gimnazjum, jako 17-latek. Był jednym z najmłodszych działaczy POW. W dodatku od razu zabrał się za jedno z najpoważniejszych zadań – tworzenie miejscowej siatki wywiadowczej. By zostać pełnoprawnym członkiem organizacji, musiał czekać do jesieni 1918 roku. Wkrótce wpadł w ręce bolszewików. Wówczas udało mu się uciec z aresztu śledczego. Dwa lata później walczył z Armią Czerwoną jako zastępca dowódcy oddziału partyzanckiego. W wolnej Polsce skończył m.in. szkołę wywiadowczą. Przez krótki czas służył nawet w słynnej Dwójce – Oddziale II Sztabu Generalnego, zajmującym się wywiadem, kontrwywiadem i dywersją. Wiosną 1923 roku został przeniesiony z korpusu oficerów piechoty do korpusu oficerów inżynierii i saperów.
Od początku okupacji był niezwykle aktywny. Według niektórych świadków Niepokólczycki, wówczas jeszcze major, przygotowywał zamach na Adolfa Hitlera. Miało do niego dojść 5 października 1939 roku podczas „defilady zwycięstwa” w Alejach Ujazdowskich. Atak nie został przeprowadzony, bo nie udało się odpalić pół tony trotylu podłożonego na trasie przejazdu Führera. Sam Niepokólczycki nigdy nie potwierdził udziału w tej akcji. Na pewno jednak nie brakowało mu ani fantazji, ani odwagi. Po upadku stolicy zgłosił się do gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego. Chciał, jako jeniec, dostać się do niemieckiego obozu, by… wyciągnąć stamtąd oficerów saperów. Pomysł wydawał się czystym szaleństwem. A jednak w połowie października 1939 roku Niepokólczycki stawił się w Warszawie z grupą kilkunastu oficerów.
Niewątpliwie był jedną z najwspanialszych postaci Polski Walczącej. Historycy wskazują na ogromną rolę, jaką odegrał w organizacji struktur podziemnej armii, szczególnie pionu sabotażowo-dywersyjnego i służb saperskich. Był współtwórcą Kedywu AK, szefem Sztabu Dywersji w Oddziale III (Operacyjnym) Dowództwa Głównego SZP, szefem Wydziału Saperów, zastępcą płk. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, komendanta Kedywu KG AK. Dla gestapo Niepokólczycki szybko stał się jednym z najgroźniejszych i najbardziej poszukiwanych żołnierzy polskiego podziemia. Nic dziwnego, nadzorował bowiem większość działań dywersyjnych i sabotażowych. To właśnie on stał za akcją „Wieniec I”, która odbiła się szerokim echem w okupowanej Polsce. W nocy z 7 na 8 października 1942 roku podkomendni Niepokólczyckiego przerwali połączenia kolejowe z Warszawą, odpalając ładunki wybuchowe w kilku miejscach jednocześnie. Gdy wiosną 1943 roku w warszawskim getcie wybuchło powstanie, Niepokólczycki wysłał podległy mu oddział saperów do pomocy walczącym. Zdaniem prof. Tomasza Balbusa, to właśnie ten gest solidarności z żydowskimi powstańcami uratował pułkownikowi życie w 1947 roku. – Istnieje taka hipoteza – przyznaje dr Frazik. – Podobno Różański (przed wojną nazywał się Józef Goldberg - przyp. red.) zapytał Niepokólczyckiego, czy to prawda; gdy pułkownik odpowiedział, że tak, Różański, jeden jedyny raz, wyciągnął do niego rękę – opowiada dr Frazik.
Nie sposób nie wspomnieć także o tym, że Niepokólczycki organizował i nadzorował pracę wytwórni broni – granatów i min przeciwczołgowych. To właśnie z „jego” zakładów pochodziły materiały wybuchowe, granaty i butelki zapalające, tak bardzo wyczekiwane przez powstańców warszawskich.
Po upadku powstania warszawskiego Niepokólczycki trafił do niemieckiego obozu jenieckiego w Woldenbergu. W oflagu znalazł się razem z przyszłym szefem pierwszego Zarządu WiN, płk. Janem Rzepeckim. W lutym 1945 roku wrócił do kraju, i do... walki. Tym razem z okupantem sowieckim. Działał w nowo utworzonej Delegaturze Sił Zbrojnych, później współtworzył Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.
„Dla mnie istnienie WiN-u było koniecznością w warunkach, w jakich wówczas byliśmy. Jego [tj. płk. J. Rzepeckiego] akcji o charakterze polityczno-propagandowym nie można było uważać za długotrwałą, bo to jest prawie niemożliwe w tym ustroju. Trzeba było szukać innej formy walki, ale nie wolno było kapitulować. Ciągłość walki była dla mnie oczywistą, formy jej – różne. [...] Też o godność narodową i żołnierską nam szło, tym wszystkim, co poczynając od Wilna i Lwowa, jechali do obozów i więzień. Tak było później w Lublinie, Białymstoku, Rzeszowie, Krakowie itd. Przecież na nas, akowców, w marcu 1945 roku w Częstochowie i Warszawie, polowano jak na psy, a w Krakowie w czerwcu 1945 roku przeżyłem dwie łapanki, jak za niemieckich czasów” – pisał do jednego ze swoich przyjaciół w Londynie, ppłk. Przemysława Kraczkiewicza (cytat za T. Balbus, „Pułkownik »Halny«. Przywódca Polski Podziemnej").
Pułkownik zmarł 11 czerwca 1974 roku. 15 sierpnia 2008 roku prezydent Lech Kaczyński przyznał mu pośmiertnie Order Orła Białego.
autor zdjęć: wikipedia
komentarze