Historycy do tej pory nie byli zgodni co do tego, jak zginęli obrońcy budynku Poczty Polskiej w Gdańsku. Zdjęcie, na które trafiłem, wiele wyjaśnia – mówi kmdr por. Sebastian Draga z Fundacji „Invenire Salvum”. Marynarz kupił w internecie album niemieckiego żołnierza, który 1 września 1939 roku brał udział w szturmie.
Jak zginęli Jan Michoń, dyrektor Okręgu Poczt i Telegrafów, i Józef Wąsik, naczelnik Poczty Polskiej w Gdańsku?
Kmdr por. Sebastian Draga: Pierwszy został zastrzelony, drugi spalony miotaczem płomieni. Doszło do tego, kiedy poddawali budynek poczty.
Były co do tego jakieś wątpliwości?
Tak, do tej pory istniały dwie wersje tamtych wydarzeń. Pierwsza mówiła o tym, że obaj zostali zastrzeleni, druga natomiast mówiła o spaleniu żywcem Wąsika. Długo brakowało materialnych dowodów, które ostatecznie by tę sprawę przesądzały. Zachowały się jedynie ustne relacje świadków zdarzenia.
Zdjęcie, na które Pan trafił, zmienia wiele?
Widać na nim ciało zastrzelonego dyrektora Michonia i nadpalone zwłoki naczelnika Wąsika. Spoczywają one mniej więcej metr od wyjścia z budynku poczty. Co ważne – wyjścia bocznego, co też dostarcza nam wiedzy na temat ostatnich chwil walki o placówkę. Długo nie było wiadomo, jaką drogą obrońcy opuszczali budynek. Historycy skłaniali się raczej ku temu, że było to wejście główne.
Po tym, jak obejrzałem to zdjęcie, raz jeszcze wróciłem do fotografii znanych już wcześniej. I okazało się, że na niektórych, gdzieś z boku, na dalszym planie widać coś białego. Dziś już wiem, że były to zwłoki dyrektora Michonia przykryte białym materiałem. Tyle że trudno je z tej odległości rozpoznać. Zdjęcie, które zdobyłem, bardzo wiele wyjaśnia.
A jak w ogóle dowiedział się Pan o istnieniu albumu, w którym znajduje się fotografia?
Zdecydował o tym przypadek. Od dawna interesuję się historią tej części Pomorza. Zbieram zdjęcia związane z obroną Gdyni oraz przedwojenną marynarką wojenną. Tych drugich mam już około czterystu, tych pierwszych kilkadziesiąt. I właśnie w poszukiwaniu takich fotografii przeglądałem niemiecki portal aukcyjny. Trafiłem tam na album wystawiony przez antykwariat w Halle. Dawny właściciel umieścił w nim przede wszystkim zdjęcia rodzinne oraz kilkanaście pamiątkowych fotografii z początków wojny w Gdańsku i okolicach. Moją uwagę przykuło jednak drastyczne zdjęcie, które zdecydowanie wyróżnia się wśród pozostałych. Wystarczył rzut oka, by wiedzieć, że wiąże się ono z obroną Poczty Polskiej. Po pierwsze w tle widać budynek z cegły. W ten sposób budowało się w Gdyni. A jeśli Gdańsk, w grę wchodziły tylko dwa miejsca, w których we wrześniu 1939 roku toczyły się walki. Wiedziałem, że to nie Westerplatte, bo tamte budynki dobrze znam i żaden z nich nie pasował. Pozostawała Poczta Polska. Pojechałem na miejsce, porównałem rzeczywisty widok z tym ze zdjęcia. Do dziś zachowała się nawet widoczna na fotografii wyszczerbiona cegła…
Kim był autor zdjęć? Co o nim wiemy?
Znam jego imię i nazwisko, sprawdziłem je niemieckiej bazie danych. Jest rzadkie, trafiłem tylko na jedną rodzinę, która je nosiła. Autor zdjęć urodził się w 1916 albo 1917 roku. Do Gdańska został oddelegowany z Wehrmachtu, by służyć w Landespolizei, czyli faktycznie w miejscowych pułkach piechoty. Niewykluczone, że podczas szturmu na pocztę obsługiwał miotacz ognia, był na pierwszej linii. Do ciał Michonia i Wąsika podszedł przecież naprawdę blisko. Trudno dziś wytłumaczyć, dlaczego postanowił je sfotografować…
W jaki sposób album znalazł się w antykwariacie?
Wiem, że po wojnie autor zdjęć, nazwijmy go Wilhelm, mieszkał w Halle i tam prawdopodobnie zmarł. Być może jego rodzina porządkując domowe szpargały, postanowiła sprzedać album, by coś tam na nim zarobić. Pytałem o to antykwariusza, ale na kolejnego e-maila już nie odpowiedział.
Wróćmy na chwilę do walk w Gdańsku. Dlaczego zdobycie poczty było dla Niemców tak ważne?
Po pierwsze urząd, dzięki centrali telefonicznej, zapewniał bezpośrednią łączność z Polską. Po drugie jego opanowanie miało wymiar symboliczny. Poczta stanowiła jeden z najbardziej widocznych znaków obecności Polaków w Wolnym Mieście. Na skrzynkach pocztowych, które były rozwieszone na ulicach, widniał Biały Orzeł. W pierwszych godzinach wojny Niemcy zamierzali przejąć kontrolę nad wszystkimi polskimi instytucjami i placówkami. Oprócz składnicy na Westerplatte, na opór natrafili tylko tutaj…
Walki trwały od świtu 1 września aż do późnego popołudnia. Niemcy zlekceważyli przeciwnika?
Na pewno trochę tak. Początkowo byli przekonani, że do opanowania Poczty wystarczą siły policji i SS-Heimwehr Danzig. Swoje plany szybko jednak musieli zweryfikować i prosić oddziały Landespolizei o wzmocnienie artylerią i saperami, którzy podłożyli pod budynek potężny ładunek wybuchowy.
Przede wszystkim jednak tak długi opór to zasługa samych pocztowców. Ich determinacji, ale też doświadczenia i przygotowania. Wśród nich były osoby, które walczyły wcześniej w powstaniach – wielkopolskim czy śląskim. Pocztowcy jeździli do Polski na specjalne kursy, w budynku zgromadzili sporo broni, a przygotowując się do obrony jeszcze przed wojną wycięli otaczające budynek drzewa.
W myśl ustaleń Sztabu Głównego Wojska Polskiego Poczta miała się bronić przez sześć godzin i czekać na odsiecz Korpusu Interwencyjnego. Kiedy wojna wreszcie wybuchła było już jasne, że Korpus do Gdańska nie wejdzie, ponieważ został wycofany w głąb kraju. Taka informacja dotarła na Westerplatte, ale na Pocztę ponoć już nie. Część historyków tym właśnie tłumaczy fakt, że obrońcy placówki tak długo trwali na posterunku.
Czy historia obrony poczty w Gdańsku skrywa jeszcze jakieś tajemnice?
Trochę brakuje relacji strony polskiej. Trzeba jednak pamiętać, że nie bardzo kto miał te historie opowiedzieć. Z budynku zajętego przez Niemców zdołało uciec zaledwie czterech pocztowców. Ci, którzy przeżyli walki, zostali skazani na śmierć i rozstrzelani. Popełniono na nich mord, co po latach przyznał niemiecki sąd rehabilitując ich. Ale jakichś kluczowych, ważnych dla całej historii znaków zapytania już tutaj nie ma.
Po odnalezieniu zdjęcia pomordowanych szefów Poczty deklarował Pan, że jest gotów przekazać je wszystkim naukowcom, którzy o to się zwrócą. Zainteresowanie było spore?
Niektórzy już album obejrzeli. Skan najważniejszej fotografii przekazałem Muzeum Obrony Poczty Polskiej w Gdańsku. Wkrótce dołączę do tego skany pozostałych zdjęć. Kopię albumu chciałbym podarować również Muzeum Marynarki Wojennej i Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Fotografie w nim zawarte były prezentowane podczas wystawy poświęconej Lądowej Obronie Wybrzeża.
Materiały, które zgromadziłem, zawsze były i będą dostępne dla wszystkich osób nimi zainteresowanych.
Urząd Gdańsk 1 w 1930 roku stał się główną polską placówką pocztową w Wolnym Mieście. Zatrudniał około stu pracowników. W kwietniu 1939 roku dowodzenie nad miejscową komórką samoobrony przejął przysłany z Warszawy ppor. Konrad Guderski. W chwili wybuchu wojny w budynku znajdowało się 53 pocztowców, kolejarz z Gdańska, a także stróż z żoną i 10-letnią wychowanką. 1 września, około czwartej rano, Niemcy odcięli w Poczcie prąd, telefony i otoczyli ją szczelnym kordonem policji. Szturm rozpoczął się 45 minut później, równolegle z atakiem na Westerplatte. Niemcy uderzyli na Pocztę od frontu, a także z przylegającego do niej budynku Urzędu Pracy, przez dziurę wybitą w ścianie. Podczas walk zginął ppor. Guderski, ale atak udało się odeprzeć. Niemcy wzmocnili siły (w sumie w operacji brało udział 180 policjantów i żołnierzy, trzy działa i tyleż wozów pancernych) i ponowili atak. Walki trwały z przerwami do godziny 17.00. Podczas nich Niemcy wysadzili częściowo jedną ze ścian, a także wypełnili benzyną, a następnie podpalili miotaczami ognia piwnice, w których bronili się pocztowcy. Ci ostatecznie poddali się o 19.00. W sumie zginęło ośmiu Polaków (dwóch podczas poddawania budynku), a 14 zostało rannych (czterech potem zmarło). Straty niemieckie: 10 zabitych, 25 rannych, zniszczony samochód pancerny. Z sześciu pocztowców, którym udało się uciec w chwili kapitulacji, przeżyło czterech. Kilka dni później rozpoczął się pseudoproces, w wyniku którego blisko 40 pocztowców zostało skazanych na śmierć za „bojówkarstwo”. Wyroki wykonano. Obrońcy poczty zostali zrehabilitowani dopiero w 1995 roku. Uczynił to Sąd Krajowy w Lubece. Trzy lata później każdy z nich otrzymał pośmiertnie tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska.
Fundacja, „Invenire Salvum”, w której działa kmdr por. Draga, zajmuje się rekonstrukcją historyczną. Jej członkowie stawiają sobie również za cel poszukiwanie pozostałości po II wojnie światowej.
autor zdjęć: arch. prywatne, Wikipedia
komentarze