Sorkwity, mała miejscowość kilkanaście kilometrów od Mrągowa, stała się na najbliższe dni naszą bazą wypadową na codzienne wyprawy kajakiem. Zamieszkaliśmy w domkach campingowych rozrzuconych po terenie przylegającym do jeziora. Plany są ambitne: nie pokonamy wprawdzie całego, liczącego przeszło 100 kilometrów, szlaku kajakowego rzeki Krutyni, ale zaliczymy kilka odcinków, każdy po kilkanaście kilometrów – pisze Małgorzata Schwarzgruber, dziennikarka „Polski Zbrojnej”, w swoim mikroblogu poświęconym wyprawie kajakowej weteranów. Towarzyszy im podczas spływu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.
W wyprawie bierze udział 40 weteranów, w tym sześć kobiet i trzech uczestników misji ONZ-owskich. W grupie jest ponad 40 procent weteranów poszkodowanych, którzy ucierpieli na misjach. Przyjechali na spływ, aby sprawdzić własne możliwości i spotkać się z kolegami z misji. Coraz mocniej dociera do nich, że nie wolno zamykać się w czterech ścianach, że w grupie tkwi siła, z której każdy może czerpać.
Andrzej Korus, kierownik zespołu edukacyjno-promocyjnego Centrum Weterana, przyjechał na spływ, aby spotkać się z kolegami, weteranami i weteranami poszkodowanymi. – Wspominamy misyjne dzieje, a przy okazji możemy zobaczy kawałek pięknej mazurskiej przyrody – mówi.
Pierwszego dnia spływu instruktorzy ze stanicy PTTT w Sorkwitach zapewnili, że 16-kilometrową trasę pokonamy bez problemu, choć nie jesteśmy doświadczonymi kajakarzami. Niewielkie trudy (trzeba wiosłować) wynagrodzą nam piękne widoki – część szlaku przebiega przez Mazurski Park Krajobrazowy. Tereny te upodobała sobie czapla siwa, czasem można ją więc dostrzec spacerującą przy brzegu. Przy odrobinie szczęścia można także wypatrzeć wzbijającego się w niebo bielika.
Wyprawa ma swojego ratownika medycznego. To kapral Bartłomiej Pankiewicz z 10 Brygady Kawalerii Pancernej, weteran z VIII zmiany PKW Afganistan. Zapewnia, że w ważącym blisko 25 kilogramów plecaku medycznym ma wszystko, co jest potrzebne, aby uratować komuś życie.
Przepłynęliśmy jeziora: Lampackie, Dłużec i Białe. W stanicy PTTK Bieńki zostawiliśmy kajaki i kapoki, a do Sorkwit zabrał nas autokar. W grupie są weterani mniej i ciężej poszkodowani. Gdy wracaliśmy, patrzyłam na zmęczone twarze i tak po cichu musiałam przyznać, że ich podziwiam. Mają różne doświadczenia i różną kondycję, ale nikt podczas spływu nie przyznał się, że prawie siedem godzin wiosłowania dało mu się we znaki. Dopiero wieczorem, gdy emocje opadły, w rozmowach ten i ów wspomniał, że „mięśnie trochę bolą”. Tego wieczora sprawne ręce Bartka przywróciły sprawność niejednemu nadwyrężonemu wiosłowaniem kręgosłupowi lub barkom.
– Urazy, jakie odnieśliśmy na misji, nie muszą przekreślać aktywnego życia – przekonuje Janusz Raczy, ciężko ranny w Iraku w 2004 roku. Dlatego, mimo obolałego barku, nie zamierzał odpuszczać i kolejnego dnia także ruszył na kajakową trasę. Marek Rzodkiewicz, wyznaczony przez Stowarzyszenie na koordynatora spływu, zapowiedział, że „jeśli impreza się spodoba, będziemy chcieli ją wpisać w nasze cykliczne przedsięwzięcia”.
W przewodniku przeczytałam, że pierwsze opisy szlaku Krutynią można odnaleźć na kartach powieści „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza. Miejscowy poeta Karol Małłka napisał: „Kto nie widział Krutyni, nie widział Mazur”.
autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber, Andrzej Korus
komentarze