Od kilku miesięcy w mediach pojawia się temat konieczności zwolnienia z armii szeregowych zawodowych, którzy mają na koncie 12 lat służby. Jest to zgodne z obowiązującą ustawą, która zakłada 12 lat jako maksymalny czas służby w tym korpusie. Pojawiła się nawet informacja, że w latach 2016–2022 z wojskiem pożegna się 34 tysiące szeregowych. To prosta konsekwencja bardzo krótkiego czasu, w jakim przeprowadzono uzawodowienie armii. Czy jednak rzeczywiście zwolnienia będą tak duże? I jak rozwiązać problem odchodzących z wojska doświadczonych szeregowych? – zastanawia się ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, miłośnik i znawca historii.
Na pewno kwestia zwolnień ze służby szeregowych wywołuje protesty w tym korpusie osobowym. Zdania komentatorów są, jak zwykle, podzielone. Każdy medal ma dwie strony. Z jednej mamy interes szeregowych, którzy postanowili związać zawodowe życie z armią, z drugiej – potrzeby sił zbrojnych oraz obowiązujące prawo. Prawa nikt nie zamierza łamać czy naginać.
To nie są jedynie „wymusztrowane, malowane żołnierzyki”
W interesie każdej armii leży posiadanie wyszkolonych i sprawdzonych w działaniu żołnierzy. Do walki zaś najlepiej przygotowuje... sama walka. W ciągu ostatnich kilkunastu lat udział pododdziałów i oddziałów SZRP w misjach zmienił oblicze wojska oraz zweryfikował dotychczas stosowane procedury i zasady działania. W armii pojawiło się kilkanaście tysięcy żołnierzy z doświadczeniem bojowym – jak to się kiedyś mówiło – ostrzelanych. Ich profesjonalizm stał się faktem. To nie są jedynie „wymusztrowane, malowane żołnierzyki”. Są tymi, którzy brali już udział w wojnie.
Nie widzę w korpusie szeregowych zawodowych jednorodności. Uważam, że można w nim wyodrębnić kilka grup różniących się pod względem, nazwijmy to, dalszej przydatności dla armii. Od razu zaznaczam, że moje spojrzenie na temat różni się od spojrzenia ustawowego, traktującego wszystkich szeregowych jednakowo.
Jak każda grupa zawodowa, tak i korpus szeregowych przypomina trochę szklankę mleka, oczywiście takiego prosto od krowy, nie z kartonu. To, co najlepsze, czyli śmietanka zbiera się na samej górze.
Po kilkunastu latach udziału Sił Zbrojnych RP w misjach bojowych żołnierzy można podzielić na dwie podstawowe grupy: tych, których umiejętności zweryfikowano podczas misji bojowej, i tych, których umiejętności weryfikowano jedynie na poligonach. Oczywiście, w ramach tych grup można wyodrębnić podgrupy charakteryzujące się podobnym podejściem do służby, wykonywania zadań, osobistego rozwoju itp. W tym komentarzu pozwolę sobie na osobisty, subiektywny podział korpusu szeregowych na grupy, zaczynając właśnie od tych na samej górze.
Żołnierz „misyjny”…
Pierwsza grupa to szeregowi z kilkoma okuciami na wstążkach Gwiazdy Iraku czy Gwiazdy Afganistanu, którzy kosztem wysiłku intelektualnego i finansowego uzupełnili wykształcenie, tzn. ukończyli szkoły średnie lub studia I albo II stopnia oraz podyplomowe. Zweryfikowali również swoją znajomość języka angielskiego według STANAG-u 6001 i mają stosowne certyfikaty na poziom 2.2.2.2 lub 3.3.3.3. Są wśród nich również logistycy, którzy podczas służby zdobyli pokaźny fragment alfabetu różnych uprawnień (prawo jazdy kat. A, B, C, C+E, D, uprawnienia do obsługi różnego rodzaju sprzętu przeładunkowego itd., itp.).
Oni wszyscy zawierzyli ustawie i informacjom, że najlepsi będą mogli zostać w wojsku w służbie stałej. Nie wiem, ilu jest takich w całym wojsku. Kilkunastu miałem okazję poznać swego czasu w Camp Echo czy FOB Ghazni. Są naturalnymi kandydatami na podoficerów i oficerów. Oczywiście egzamin wstępny do szkoły podoficerskiej to osobne, dość gęste sito i każdy kandydat staje do niego osobiście. Zaznaczam, że nie mam informacji, jaki procent nowo mianowanych w ciągu ostatnich lat kaprali stanowią byli szeregowi zawodowi z doświadczeniem bojowym zdobytym w dwóch i więcej misjach oraz z wykształceniem powyżej wymaganego w ustawie.
Druga grupa to również weterani dwóch i więcej misji, którzy jednak nie podnosili podczas swojej służby kwalifikacji. Uznali, że wykszałcenie, które mają, w zupełności powinno im wystarczyć.
Trzecia grupa to weterani jednej misji. W tej grupie znajdziemy ludzi, którzy po raz drugi nie dali się wysłać na misję (z różnych powodów), oraz tych, którzy chcieli, ale na przykład nie otrzymali zgody od przełożonych (byli „niezastąpieni” w jednostkach lub dowódcy nie chcieli „hodować misjonarzy”).
… i żołnierz poligonowy
Następna grupa to żołnierze, których umiejętności oraz odporność psychiczną i fizyczną weryfikowano wyłącznie na poligonach. Podczas wykonywania zadania bojowego na misji przeciwnik jest realny i może być wszędzie. Podczas ćwiczenia poligonowego ten realny „przeciwnik” zwykle znajduje się z tyłu. Są nim rozjemcy czy grupa kontroli ćwiczenia. Pole tarczowe nie stanowi realnego zagrożenia. W tej grupie są zarówno szeregowi, którzy inwestowali w swoją edukację, jak i ci, którzy jej nie kontynuowali. Są również ci, którzy chcieli wyjechać na misję, ale według przełożonych byli „niezastąpieni” w koszarach, oraz ci, którzy nie zamierzali wyjechać.
W ostatniej grupie umieszczam szeregowych (bez względu na wykształcenie), którzy, służąc w jednostce wojskowej wystawiającej komponent do PKW, po zgłoszeniu się i zakwalifikowaniu na misję oraz po podpisaniu z nimi przez dowódcę nowego kontraktu na następne trzy lata zameldowali, że zmienili zdanie i rezygnują z wyjazdu.
Na wymieniony podział nakłada się oczywiście siatka ocen ze szkolenia bojowego, specjalistycznego i ogólnowojskowego, uzyskiwanych przez poszczególnych żołnierzy podczas permanentnego szkolenia.
12 lat minęło i co dalej?
Nie wiem, czy armia skorzysta z posiadanych aktywów, czyli kadrowych atutów, które uzyskała dzięki udziałowi w misjach. Rozumiem, że nie ma wolnych etatów podoficerskich, że brak pieniędzy na te etaty. Z drugiej strony pewne możliwości są. Oto przykład. We wnętrzu czołgu Leopard, użytkowanego w Bundeswehrze, mieści się czterech członków załogi, w tym dwóch podoficerów – dowódca i kierowca. W tym samym czołgu, po przyjęciu go do Sił Zbrojnych RP, wnętrze się na tyle kurczy, że może się w nim zmieścić (wśród czteroosobowej załogi) tylko jeden podoficer. Kierowca jest szeregowym z wymaganym ustawą wykształceniem na poziomie gimnazjum. Obecnie coraz częściej mówi się o organizowaniu Obrony Terytorialnej, której, jak sądzę, będzie potrzebna pokaźna liczba podoficerów-instruktorów.
Ostatnio pojawiły się informacje o przyjęciu na roczne studia oficerskie do WSOWLąd 15 szeregowych zawodowych z wyższym wykształceniem. Ci szeregowi bez wątpienia mają dużą przewagę nad absolwentami uczelni cywilnych, którzy w takim samym czasie zdobywają oficerskie gwiazdki. Być może w kolejnych latach limity przyjęć na studium oficerskie dla szeregowych będą zwiększane. Z korzyścią dla armii.
komentarze