W globalnej polityce czasem pozornie niewiele znaczące wydarzenie jest ważnym przekazem dla innego państwa. Tak w mojej ocenie jest właśnie z wysłaniem do Polski na krótkie szkolenie baterii amerykańskich rakiet Patriot – pisze Krzysztof Wilewski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
„Jesteśmy przeciwni temu, aby w Europie rozkręcał się nowy wyścig zbrojeń. Do końca nie rozumiem, dlaczego trzeba podejmować jakieś kroki o charakterze wojskowo-technicznym, budować jakieś obiekty wojskowe, tworzyć infrastrukturę militarną w bezpośrednim sąsiedztwie granic Federacji Rosyjskiej. Pytanie to zadajemy naszym polskim kolegom i amerykańskim partnerom.” Tak pięć lat temu mówił Siergiej Ławrow. Szef rosyjskiego MSZ wyrażał swoje „oburzenie” w związku z wysłaniem do Polski na kilkumiesięczne szkolenie baterii ćwiczebnych – bo nieuzbrojonych – amerykańskich rakiet Patriot.
Oczywiście dziś, z perspektywy aneksji Krymu i wojny na wschodzie Ukrainy, łatwo jest ocenić, ile warte były ówczesne zapewnienia Ławrowa o irracjonalności zarzutów, że Moskwa chce odbudować swoje sowieckie imperium.
Za kilka dni w Polsce pojawi się ponownie, po trzech latach przerwy, bateria Patriotów. Przyznam się szczerze, że dla mnie tygodniowe, może dwutygodniowe, szkolenie będzie tylko jednym z wielu wspólnych NATO-wskich szkoleń, jakie od miesięcy trwają bez przerwy w naszym regionie. Mam jednak świadomość, że przyjazd nad Wisłę amerykańskich rakiet, którymi można zwalczać ulubione narzędzie rosyjskiego geopolitycznego szantażu, czyli pociski Iskander, to WIADOMOŚĆ.
Naszym wschodnim sąsiadom mówimy: NATO nie śpi i nie potrzebuje tygodni, aby być gotowe do działania. Mówimy: patrzcie, możemy mieć w kilka dni na swoim terytorium dowolnie wybrane, nawet najbardziej zaawansowane, systemy uzbrojenia, jakimi dysponuje Sojusz.
Informację pod tytułem „Patrioty w Polsce” wysyłamy jednak nie tylko na Wschód, ale również do ludzi w Polsce i państwach bałtyckich, dla których wojna na Ukrainie to wojna u granic, a zielone ludziki mogą się pojawić na ulicach nie „kiedyś tam”, a być może jutro…
I kto wie, czy to właśnie ten wewnętrzny adresat przekazu o zestawach rakietowych stojących na straży NATO nie jest w tym wypadku tym ważniejszym… Bo chyba od dłuższego czasu większość rozsądnych wiadomości z Zachodu do Moskwy już nie dociera.
komentarze