Jestem odpowiedzialny za planowanie, użycie wojsk i kontakty z armią serbską. Chciałbym, aby za pół roku wszyscy żołnierze cali i zdrowi wrócili do kraju. O ich wyszkolenie jestem spokojny. Ale tu po wojnie z 1999 roku pozostały miny, które wciąż są groźne. Tego boję się najbardziej – mówi ppłk Tomasz Sawczuk, dowódca XXIX zmiany PKW KFOR, która wczoraj przejęła dowodzenia w kontyngencie.
Przejął Pan dowodzenie polskim kontyngentem w Kosowie. Czy to pierwsza Pana misja w tym kraju?
Ppłk Tomasz Sawczuk: W Kosowie służyłem już w 2008 roku. Na XVIII zmianie byłem dowódcą polsko-litewskiej kompanii manewrowej. Wówczas nasza strefa odpowiedzialności rozciągała się na południu, a sytuacja społeczno-polityczna była bardziej napięta niż dziś – przypomnę, że w 2008 roku Kosowo ogłosiło niepodległość.
Polscy żołnierze cieszą się dobrą opinią wśród naszych sojuszników. Poprzednie zmiany PKW wysoko ustawiły poprzeczkę.
Sądzę, że jesteśmy przygotowani nie gorzej niż nasi poprzednicy. Na pewno damy sobie radę. Szykowaliśmy się do tej misji od ponad roku. Z ćwiczenia dopuszczającego do udziału w niej Zespół Certyfikujący Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych wystawił nam ocenę bardzo dobrą.
Jakie zadania stawia Pan przed żołnierzami?
Moim celem jest podtrzymanie dobrego wizerunku polskiego żołnierza, zarówno w misji NATO, jak i na Bałkanach. Chciałbym również, aby za pół roku wszyscy cali i zdrowi wrócili do kraju. Kompania manewrowa wykonuje zadania rotacyjnie na północy, gdzie korzysta z różnych baz. Żołnierze będą jeździli na patrole i monitorowali sytuację w rejonie, będą pilnowali porządku i dbali o to, aby miejscowa ludność czuła się bezpiecznie. To ważne, aby utrzymać proces pokojowy. Natomiast pozostałe elementy kontyngentu, np. logistycy, służba zdrowia, łącznościowcy, mają zapewnić kompanii manewrowej jak najlepsze warunki do wykonywania zadań.
Jest Pan nie tylko dowódcą polskiego kontyngentu w Kosowie, ale także zastępcą płk. Davida Woodsa, dowódcy Wielonarodowej Grupy Bojowej – Wschód.
Jestem odpowiedzialny za planowanie, użycie wojsk, a także kontakty z armią serbską. Kompanie manewrowe krajów, które wystawiły kontyngenty do KFOR, prowadzą na północy, wzdłuż granicy kosowsko-serbskiej wspólne patrole z serbskimi żołnierzami.
Misja w Kosowie jest pokojowa, różni się zdecydowanie od tej w Afganistanie. Tu nie ma obaw o bezpieczeństwo żołnierzy?
Tylko głupiec się nie boi. Gdyby Kosowo było spokojnym regionem, nie stacjonowałyby tu wojska NATO. Zagrożenia są zawsze. Po wojnie z 1999 roku pozostały miny, które grożą wypadkami. Przyznam, że tego boję się najbardziej. O przygotowanie i wyszkolenie żołnierzy jestem spokojny, mam zaufanie do swoich ludzi. Wiem, że dla wielu trudnym okresem będzie Boże Narodzenie, a potem Wielkanoc – podczas świąt najbardziej odczuwa się rozłąkę z rodziną.
autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber
komentarze