Moi żołnierze dobrze wykonali zadanie. Serbowie życzliwie odnoszą się do Polaków, więc w newralgicznych momentach my działaliśmy na północy Kosowa. Ale nasza kompania manewrowa powinna mieć bezpilotowe środki rozpoznawcze – uważa ppłk Remigiusz Zieliński, dowódca XXVIII zmiany PKW, która dzisiaj zakończyła służbę w Kosowie.
Jak podsumuje Pan zmianę PKW Kosowo, którą Pan dowodził?
Ppłk Remigiusz Zieliński: Misja upłynęła w miarę spokojnie, życie polskich żołnierzy nie było bezpośrednio zagrożone. Myślę, że dobrze wykonaliśmy nasze zadania. Była to pierwsza misja, podczas której dowódca polskiego kontyngentu zajmował także stanowisko zastępcy dowódcy Wielonarodowej Grupy Bojowej Wschód. Byłem odpowiedzialny za działania lądowe wszystkich pododdziałów, czyli kompanii manewrowych: polskiej, tureckiej, marokańskiej, niemieckiej, francuskiej, ukraińskiej i amerykańskiej. Kontrolowałem, jak wykonują powierzone im zadania.
Jak na tle innych kompanii manewrowych wypadła polska?
Nie miałem żadnych zastrzeżeń. Północ Kosowa, czyli tereny które patrolowała polska kompania manewrowa, to region niespokojny. Ale zamieszkujący go Serbowie życzliwie odnoszą się do Polaków, dlatego w newralgicznych momentach, jak np. wybory lokalne, zadania na północy Kosowa wykonywali Polacy. Byłem pewny, że zrobią to dobrze.
Czy były sytuacje na tyle groźne, żeby obawiał się Pan o życie żołnierzy?
Niebezpiecznie było, gdy pod Kosowską Mitrovicą został ostrzelany konwój i zginął litewski celnik. Nasz patrol jechał tą samą drogą i przypadkiem znalazł się na miejscu tego zdarzenia. Polski lekarz próbował pomóc rannemu, ale było za późno.
A miny? Na południu Kosowa w gminach, do których jeżdżą żołnierze zespołu łącznikowo-monitorującego, na wielu drzewach widziałam czerwone trójkąty ostrzegające przed minami.
W wielu miejscach w Kosowie można trafić na pozostałości wojny. Podczas walk z partyzantką albańską Serbowie zaminowali wiele pól. Żołnierze są przeszkoleni, wiedzą, jak się zachować w sytuacji zagrożenia minowego. Międzynarodowe siły rozminowują Kosowo. Amerykanie mają osiem zespołów rozminowywania, które wyjeżdżają na każde wezwanie.
Chwali Pan wyszkolenie żołnierzy, ale czy mieli oni także odpowiedni sprzęt?
Uważam, że kompania manewrowa powinna posiadać bezpilotowe środki rozpoznawcze. Na naszej zmianie nie mieli ich tylko Polacy i Marokańczycy. Gdy Amerykanie wykonywali zadania z bazy Gate 1, mogli kompleksowo oceniać sytuację. My musieliśmy jechać osobiście w dane miejsce. Bezzałogowiec znacznie usprawniłby działanie kompanii. Uważam także, że powinniśmy dysponować lepszymi pojazdami, niż przestarzałe transportery rozpoznawcze BRDM. Najlepsze byłyby Rosomaki. Zwiększyłyby potencjał bojowy kompanii.
Jakie rady ma Pan dla dowódcy XXIX zmiany PKW Kosowo?
Trzeba być twardym. Podczas działań w środowisku międzynarodowym nie można sobie pozwolić na niezdecydowanie. Nowy dowódca powinien także podtrzymywać dobre relacje z pozostałymi kontyngentami tworzącymi siły KFOR w Kosowie.
autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber
komentarze